Like a healing rainEverywhere you'll seeAnother reason to believe~ Bon Jovi "Another reason to believe"
Cork, 27 maja 2016 roku
Jasnowłosy chłopak przemieszczał się zwinnie między stolikami barowymi i za
wszelką cenę starał się przy tym nie wypuścić z dłoni plastikowej tacy z
pustymi szklankami. Kilka ostatnich miesięcy, które praktycznie w całości
spędził w pracy, pozwoliło mu na nabranie w tym wprawy, dzięki czemu nie tłukł
już tyle szkła i nie wylewał na siebie drinków. Westchnął ciężko, w ostatnim
momencie robiąc krok do tyłu, aby uniknąć zderzenia z pijaną nastolatką.
Na
ogół starał się uśmiechać cały czas, aby nie pokazać klientom jak bardzo nie
chciał być w barze i usługiwać im na każdym kroku. Wiedział, że tak będzie
lepiej od kiedy kilkoro z nich złożyło na niego zupełnie bezpodstawną skargę,
narzekając przy tym na jego opryskliwość.
Odetchnął cicho z ulgą, kiedy odstawił tacę z nienaruszoną zawartością na blat
baru. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła i sam zajął za nim miejsce, pocierając
skronie opuszkami palców. Głowa bolała go niemiłosiernie, a głośna, dudniąca mu
w uszach w jednostajnym rytmie muzyka wcale nie pomagała. Wymruczał kilka
przekleństw, kucając niechętnie przed zmywarką. Włożył do niej wszystkie brudne
naczynia, chociaż przez chwilę chcąc zaoszczędzić sobie chodzenia między tłumem
spoconych, śmierdzących mieszaniną alkoholu i papierosów, młodych ludzi.
Mimowolnie zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. Jeszcze kilka godzin
dzieliło go od zamknięcia baru. Co prawda nie było to jednoznaczne z końcem
pracy jego i trójki jego współpracowników – musieli jeszcze posprzątać po
imprezie i powyłączać wszystkie sprzęty. Liczyło się jednak to, że muzyka
ucichnie, a brak innych ludzi zagwarantuje im swobodę poruszania się. I
klimatyzacja w końcu mogła poradzić sobie z panującym w ogromnym pomieszczeniu
zaduchem.
Podnosząc się z podłogi zaczął mamrotać pod nosem słowa przeprosin skierowane
do wszystkich barmanów i barmanek, jakich kiedykolwiek w życiu obraził.
Pracując jako jeden z nich zdał sobie sprawę z tego, jak niewdzięcznym zadaniem
to jest. On stara się, aby każde zamówienie dotarło do klientów jak
najszybciej, ale jednocześnie aby było przygotowane starannie i tak jak należy.
Obiecał sobie, że już nigdy więcej żaden barman nie wpadnie przez niego w
kłopoty – o ile jeszcze kiedykolwiek będzie miał okazję do imprezowania ze swoimi
przyjaciółmi z Londynu. Zamyślił się przez chwilę, przypominając sobie twarze
ludzi, których zostawił w stolicy Anglii. Zastanawiał się, czy myślą o nim
czasami i czy tęsknią za nim tak bardzo, jak on za nimi. Żałował tego, w jaki
sposób rozstał się z Louisem w swoim pokoju i miał szczerą nadzieję, że kiedy
zobaczą się po raz kolejny ten wybaczy mu jego zachowanie.
— Niall, stary, wyglądasz i zachowujesz się jak po
zderzeniu z ciężarówką — cichy śmiech Artura wyrwał go z zamyślenia. Przewrócił
oczami, odwracając twarz w jego kierunku. Zaczepki i dowcipy Artha były wręcz
adekwatnie idiotyczne do jego dużego wzrostu. Niall, patrząc na swojego kolegę
z pracy, czasami zastanawiał się czy żarty o blondynkach tyczyły się tylko
kobiet. Westchnął ciężko, odkładając na blat wszystko, co trzymał w dłoniach.
Wymusił szeroki uśmiech i podszedł do dwóch, wyraźnie nim zainteresowanych,
dziewczyn.
Obie
zaliczały się do ciemnowłosych piękności. Ubrane były w dość skąpe sukienki,
które w – o dziwo – niewulgarny sposób eksponowały ich kształty. Jedna z nich
zapleciony miała długi warkocz, który opuściła na lewym ramieniu tak, że
układał się między jej piersiami. Włosy drugiej natomiast układały się w fale i
spływały po plecach dziewczyny. Niall pochylił się lekko w ich kierunku tak,
aby mogli bez problemu się usłyszeć, jednocześnie nie musząc zbytnio
przekrzykiwać muzyki.
— Co wam podać? — zapytał, wyjmując dwie szklanki spod
blatu. Czarna koszula napięła mu się na ramionach, uwydatniając twarde mięśnie.
Jedna z klientek oblizała kokieteryjnie dolną wargę i uśmiechnęła się do niego
szeroko, ukazując perłowo białe zęby.
— Coś, co umiesz zrobić najlepiej — zaśmiała się cicho
w odpowiedzi, szturchając go palcem w przedramię. Niall nie cofnął ręki od
razu. Dopiero po chwili sięgnął do lodówki, z której wyjął szklaną butelkę do
połowy wypełnioną wódką i wziął się za przygotowywanie najdroższego drinka,
jaki oferowała karta.
♣♣♣
Goście powoli opuszczali lokal, rozumiejąc że już nie mają szans na dalszą zabawę.
Niall zerkał co chwilę niezadowolony na swój zegarek, który jak na złość
wydawał się stanąć w miejscu. Niall co chwilę chodził w tę i z powrotem,
sprzątając potłuczone szkło. Przyzwyczaił się już do tego, że po każdej
imprezie coś musiało ulec zniszczeniu.
Był
tak zajęty układaniem pozostałości po szklankach na tacy, że nawet nie zauważył
kiedy naprzeciwko niego usiadła dziewczyna. Dopiero jej cichy śmiech
spowodował, że oderwał się od swojego zajęcia i skupił na niej. Uniósł brew,
mierząc ją pobieżnie wzrokiem. Miała długie, brązowe włosy, zaplecione w
warkocz, które przerzuciła przez prawe ramię. Obcisła, biała bluzka z długim
rękawem i dekoltem w serek uwydatniała wszystkie atuty jej kobiecego ciała, a
czarne spodnie z wiązaniami na bokach eksponowały długie i zgrabne nogi.
— Za chwilę zamykamy — rzucił tylko i podniósł tacę,
starając się nie zrzucić z niej niczego. Miał już odejść, jednak kiedy
nieznajoma roześmiała się perliście z powrotem popatrzył na nią. Pokręciła
lekko głową, uśmiechając się do niego szeroko.
— Przyszłam do ciebie — powiedziała wesoło, zupełnie
nie zrażona jego opryskliwym tonem głosu. Niall doszedł do wniosku, że szatynka
na pewno przeholowała z alkoholem, dlatego trzymał się jej taki dobry humor.
Musiał jednak przyznać, że miała dość przyjemny dla ucha śmiech jak na kogoś
pijanego. — Mam na imię Tullia — przedstawiła się, wyciągając w jego kierunku
dłoń. Blondyn, po chwili zawahania, postawił tacę z powrotem na blacie i ujął
jej dłoń w swoją.
— Niall — odpowiedział powierzchownie, zajmując
miejsce naprzeciwko niej. Przecież nie musiało stać się nic złego, jeśli spędzi
kilka godzin więcej w pracy. Zawsze to trochę więcej pieniędzy za nadgodziny. —
Więc słucham, jaką masz do mnie sprawę.
Tullia uniosła jedną brew, przechylając nieznacznie głowę na bok. Popatrzyła mu
w oczy, ewidentnie zastanawiając się nad odpowiedzą na jego pytanie. Po chwili
otworzyła usta, odczekała jeszcze chwilę i dopiero odpowiedziała.
— Chodzę do tego klubu regularnie i za każdym razem
widzę cię za barem, ale jakoś nie miała odwagi do ciebie zagadać — powiedziała,
nawet na chwilę nie opuszczając swoich brązowych tęczówek. — Podejrzewam też,
że gdybym spróbowała porozmawiać z tobą dłużej, to jedna z twoich adoratorek
wyrwałaby mi włosy — zaśmiała się znowu, oblizując usta, pomalowane czerwoną
szminką. Niall pokręcił głową. Nie dała mu jednak nic powiedzieć, kontynuując.
— Dlatego postanowiłam poczekać do zamknięcia klubu z nadzieją, że nie
wyrzucisz mnie od razu.
Niall
uśmiechnął się do niej w końcu, nie mogąc się dłużej powstrzymać. Nie wiedzieć
czemu, rozbawiła go swoim zachowaniem i wzmianką o jego rzekomych adoratorkach.
Ku wyraźnemu niezadowoleniu swojej towarzyszki — kąciki jej ust od razu opadły
— podniósł się z krzesła, biorąc tacę z powrotem do rąk.
— Muszę skończyć sprzątanie klubu, ale jeśli masz czas
i ochotę, to możesz na mnie poczekać, a potem pójdziemy w jakieś inne miejsce —
zaproponował, czekając cierpliwie na jej odpowiedź. Tullia pokiwała twierdząco
głową, założyła nogę na nogę i wyjęła telefon z torebki, chcąc zając sobie
czymś czas oczekiwania na niego.
♣♣♣
Ręka
Nialla uniosła się nieznacznie, by po chwili opaść bezwładnie na jego oczy, aby
uchronić je przed niewielką ilością promyków wiosennego słońca, które
nieproszone wdarły się do pokoju i padły na zaspaną twarz blondyna. Chłopak
zmarszczył z niezadowoleniem brwi, a przez jego lekko rozchylone usta uciekł
cichy jęk zawodu, spowodowany brakiem możliwości dalszego odpoczynku. Jego
spotkanie z nową koleżanką, choć bardzo przyjemne, skończyło się dość szybko,
ponieważ zmęczenie po nocnej zmianie w pracy nie dało mu możliwości zbyt
długiej zabawy. Chłopak uśmiechnął się do siebie lekko na samo wspomnienie
szerokiego uśmiechu Tulli. Dziewczyna nie była aż tak pijana, jak na początku
mu się wydawało, a jej towarzystwo sprawiło mu wiele przyjemności. Miał cichą
nadzieję, że kiedy napisze do niej wieczorem nie odmówi mu kolejnego spotkania.
Niall
skrzywił się mocno, kiedy wiatr otworzył okno na oścież, odsuwając przy tym
zasłony na boki. Przekręcił się na bok, zakrywając głowę poduszką, jednak ten
sposób również nie okazał się być skuteczny, ponieważ szybko zaczęło brakować
mu powietrza. Zrezygnowany odrzucił poduszkę na bok i przekręcił się z powrotem
na plecy, patrząc przez chwilę na sufit.
Chłopak podniósł się niespiesznie, siadając na posłaniu tyłem do źródła
denerwujące go światła. Na początku nie był w stanie nawet na kilka sekund
otworzyć piekących i czerwonych z przemęczenia, niebieskich oczu. Ręce oparł o
łóżko po obu stronach swojego ciała, odchylając się nieznacznie do tyłu, jakby
bał się, że w każdym momencie może spaść w przód i rozbić sobie niechcący nos o
twardą, drewnianą podłogę. Ziewnął głośno, unosząc po chwili - kiedy miał już
stuprocentową pewność, że zdoła utrzymać równowagę - jedną dłoń, którą przetarł
bladą prawie jak kartka czystego papieru twarz. Kilkudniowy zarost połaskotał
mu przy tym przyjemnie skórę.
Już
dawno obiecywał sobie zmianę miejsca zatrudnienia, aby jego organizm mógł w
końcu mógł zacząć wychodzić z nowymi znajomymi na spotkania i jednocześnie dbać
o kontakt z przyjaciółmi z Londynu, jednak nie było to takie łatwe jak mu się
na początku wydawało. Cork było dużym i szybko rozwijającym się gospodarczo,
irlandzkim miastem, a pracodawców nie brakowało. Niall widział nie raz kartki z
ogłoszeniami, wywieszane za zgodą właścicieli na sklepowych witrynach,
dostrzegał te w gazecie, którą czytał kiedy mu się nudziło i zrywał numery
przymocowane do słupów, rozstawionych w okolicy. Niestety, większość zawodów
wymagała chociaż minimalnego doświadczenia, czy kwalifikacji, o których on
nigdy wcześniej nie słyszał, a jedynie przy nielicznych nie pytano go o studia.
Matura była tylko nic niewartym papierkiem, który mógł spłukać w toalecie, a i
tak nikomu nie zrobiłoby to większej różnicy.
Zrezygnowany pesymistycznymi myślami, otworzył w końcu oczy i rozejrzał się po
swoim niewielkim pokoju, w którym mieszkał już od jakiegoś czasu. Łóżko
zajmowało jego zdecydowanie największą część. Stało na przeciwko drzwi, w
stosunkowo niewielkiej odległości od nich. Po ich prawej stronie natomiast
znajdowała się duża szafa z jasnego, sztucznego drewna, ozdobiona licznymi
wzrokami, mającymi przypominać rozkwitające kwiaty. Chłopak nie trudził się z
położeniem nowego dywanu na podłodze, a stary rzucił w kąt i po niedługim
czasie zapomniał o nim zupełnie.
Wiedząc, że i tak na razie nie uda mu się zasnąć, wstał z łóżka, po czym szurając
stopami o podłogę, wolnym krokiem przeszedł do salonu. Niedaleko od wejścia do
niego stała wyspa kuchenna z trzema krzesłami, a zaraz za nią znajdowała się
kuchenka gazowa i niewielkich rozmiarów lodówka. Blondyn podszedł do niej
mozolnie i wyjął butelkę swojej ulubionej wody mineralnej, z której upił dużego
łyka. Skrzywił się lekko, kiedy chłód rozszedł się po jego rozgrzanym przełyku.
— Księżniczka w końcu podniosła szanowny zad z łóżka?
— przewrócił oczami, słysząc za sobą szorstki głos przyjaciółki swojej
współlokatorki. Dziewczyna, z którą mieszkał była całkiem w porządku. Nigdy nie
sprawiała żadnych problemów. Nawet, kiedy wracała po zabawie z przyjaciółkami i
chwiała się na prawo i lewo, nie panując nad własnymi ruchami, starała się
szybko dostać do swojego pokoju, jednocześnie robiąc przy tym możliwie jak
najmniej hałasu, aby go nie niepokoić. Co prawda nie rozmawiali zbyt często,
ale kiedy już do tego dochodziło ona zawsze uśmiechała się lekko i uprzejmie
odpowiadała na każde, zadane przez niego pytanie. Wydawała się miła, uczynna i
bezkonfliktowa. Natomiast blondyna, z którą miał wtedy do czynienia, była
prawdopodobnie jedną z najbardziej wygadanych i podłych suk, jakie dane mu było
w życiu zobaczyć na oczy. Nieuprzejma, złośliwa i nieumiejąca trzymać języka za
zębami. Jej charakter wskazywał na to, że nigdy nie należy oceniać książki po
okładce.
Odwrócił się do niej powoli, unosząc wysoko z zaciekawienia brew. Prezentowała
się jak zawsze nienagannie z jasnymi włosami związanymi w kucyka, w wiosennej
sukience i sandałach na niewysokim obcasie, odpowiednio eksponującymi jej
długie, zgrabne i opalone nogi. Czasami miał wrażenie, że specjalnie go
denerwuje, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i sprawić, żeby przyglądał jej się
przez cały czas. Za każdym razem odrzucał jednak od siebie te myśli. To był
durny pomysł. Jeżeli chciałaby mu sie spodobać, to pewnie wszystkie te
złośliwości starałaby się obrócić jak najszybciej w żart i nie dopuściłaby
nigdy do tego, aby w jej towarzystwie czuł się niezręcznie. Usłyszał jak
chrząka głośno. Podniósł wzrok, który do tej pory nieświadomie skupiał na
skromnym biuście dziewczyny i popatrzył na jej subtelnie pomalowaną twarz.
— Kulturalni ludzie odpowiadają, jak się do nich mówi
— odezwała się ponownie. Niall wzruszył obojętnie ramionami i po raz kolejny
napił się swojej wody, wrzucając ją po tym z powrotem do lodówki. Odwrócił się
do niej z powrotem, przybierając na twarz sztuczny uśmiech.
— Kulturalni ludzie wiedzą, że jeżeli ktoś jest
zmęczony po całonocnej pracy, to nie należy go straszyć i rzucać w niego
złośliwościami — odpowiedział cicho, aczkolwiek dobitnie, zachrypniętym
głosem i wyminął ją, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Nie
zamierzał się z nią kłócić już z samego rana. Nie dlatego, żeby zepsuć sobie
dzień, ponieważ i tak chciał przespać cały, kiedy tylko miało udać mu się
pozbyć chociażby odrobiny światła z pokoju. Po prostu zmęczony mózg nie potrafił
odpowiednio szybko wymyślać odpowiedzi na jej zaczepki, a nie zamierzał
sprawiać jej przyjemności wygraną w kolejnej potyczce słownej.
— Ta lala, która wyszła od ciebie dzisiaj z samego
rana też była twoją pracą? — zapytała zadziornie, jednak Niall postanowił w
dalszym ciągu ją ignorować.
Syknął cicho, mocno zdezorientowany, kiedy poczuł jak ktoś odbija się od jego
torsu w mało przyjemny sposób. Popatrzył na dół, w ostatnim momencie łapiąc
zdezorientowaną dziewczynę za rękę, ratując ją tym samym przed bolesnym
upadkiem na twardy parkiet. Zmarszczył brwi, nie przypominając sobie, żeby
kiedykolwiek wcześniej miał okazję się z nią zobaczyć. Długie, brązowe włosy
przysłoniły jej twarz, a drobne ciało wygięło się pod dziwnym, wręcz
niebezpiecznym kątem, kiedy starała się pokonać prawa grawitacji,
niemiłosiernie ciągnące ją w kierunku podłoża. Przyciągnął nieznajomą do siebie
mocno i objął ją dla pewności ramionami, pomagając jej w ten sposób w złapaniu
równowagi. Kiedy tylko zapanowała nad sobą, odskoczyła natychmiast od niego,
piszcząc cicho.
— Przepraszam! Powinnam uważać, a Maggie powiedziała,
że jej współlokator... Znaczy, że ty śpisz, znaczy że pan i nie wiem — urwała
swoją plątaninę słów, odgarniając jednym ruchem włosy do tyłu. Zarumieniła się
mocno, zauważając, że chłopak nie ma na sobie niczego poza bokserkami. Objęła
się ramionami, odwróciła z zażenowaniem wzrok i zaczęła skubać zębami dolną
wargę. Niall, nie mogąc się powstrzymać, roześmiał się cicho, dotykając dłonią
jej ramienia. Postanowił nie skomentować w żaden sposób tego, że drgnęła lekko,
mocniej spuszczając przy tym głowę.
— Spokojnie, właśnie wracam do łóżka. I mam na imię
Niall — przedstawił się, skinął lekko głową, wyminął ją nie czekając na żadną
odpowiedź i w zdecydowanie lepszym humorze zamknął się z powrotem w swojej
sypialni. Podszedł do okna, przy którym zaczął mocować się z zasłonami.
Nienawidził właściciela mieszkania za to, że nie chciał im założyć durnych
rolet. Nie był to wydatek, na który nie byłoby go stać, a on i Maggie mogliby
zacząć się w końcu porządnie wysypiać.
Szarpnął mocno zasłonkami, a kiedy te w końcu zaczęły przesuwać się na
karniszach, przyciągnął jedną do drugiej i spiął je spinaczami tak, żeby
światło nie maiło szans wpaść ponownie do pokoju. Rozłożył się z powrotem na
łóżku, zrzucając kołdrę na podłogę. Jedynym, czego brakowało mu do szczęścia
był wiatrak. Wiedział jednak, że współlokatorka zabiłaby go, gdyby rachunek za
prąd przyszedł większy niż zwykle. A on jeszcze nie miał pomysłu, jak mógłby
wytłumaczyć, że może samodzielnie zapłacić każdą nadwyżkę.
Owszem, w większej części zarabiał na siebie samodzielnie, jednak matka nie do
końca pogodziła się z jego decyzją. Jedynie ojciec jak najbardziej poparł ten
pomysł. Horan wiedział, że już od dawna zastanawiał się, jak pokazać mu
prawdziwą wartość pieniądza, za którego nie jeden potrafi zabić. Bo chociaż
Niall był jednym z niewielu dzieci, pochodzących z bogatych rodzin, które nie
przejmowały się zbytnio majątkiem rodzinnym i potrafiły dogadać nawet z tymi
których na nie wszystko było stać, jednak i jemu zdarzało się trwonić pieniądze
na niepotrzebne rzeczy, których nie użył więcej niż raz. Pomysł syna spadł więc
mu z nieba i przystał na niego po zaledwie dniu zastanowienia i głębokiego
przemyślenia wszystkich za i przeciw, jak to miał w zwyczaju. Tylko mama miała
kłopoty z akceptacją, ale ojciec zdołał ją w dość szybkim tempie przekonać.
Postawiła tylko dwa, niepodważalne warunki — tysiąc funtów co miesiąc w razie,
gdyby miał problem z pracą i zabrakło mu gotówki na produkty, zaspokajające
podstawowe potrzeby życiowe oraz jeden telefon na dwa dni. Zgodził się bez
zawahania. W końcu po raz kolejny mógł zrobić coś po swojemu, nie przejmując
się przy okazji, jeżeli cokolwiek miałoby pójść nie tak jak to sobie wcześniej
dokładnie, krok po kroku, zaplanował.
Pomysł, który pamiętnej nocy przedstawił Louisowi i Josephine szybko zszedł na
drugi plan. Owszem, zwracał uwagę na dziewczyny i niejednokrotnie zastanawiał
się nad tym, czy nie wejść z niektórymi w głębsze relacje. Jego aparycja
zdecydowanie pomagała mu w zwracaniu na siebie ich uwagi, ale i tak za każdym
razem rezygnował. Żadna z nich nie wydawała mu się odpowiednia do tego, żeby
nawiązywać jakiekolwiek bliższe kontakty, poza szybkim seksem raz na jakiś
czas. Był tylko facetem, w dodatku dosyć młodym. Panowanie nad hormonami nie
zawsze udawało mu się tak, jakby sobie tego życzył i od siebie wymagał.
Oczywiście była Anabeth — dziewczyna, z którą dzielił mieszkanie. Kilka razy
starał się z nią rozmawiać dłużej niż dziesięć minut, jednak ona — pomimo całej
uprzejmości, jaką kierowała pod jego adresem — nie wydawała się być za bardzo
zainteresowana jego osobą. Dlatego odpuścił. Nie chciał żadnych niepotrzebnych
nieprzyjemności w ich relacji, ponieważ znalezienie odpowiedniej współlokatorki
wcale nie było takie łatwe. Nie chciał narażać się na to po raz kolejny.
O
Kendall nawet nie chciał myśleć. Co prawda prowadził z nią rozmowy znacznie
częściej niż z Aną, jednak nigdy nie były one tym, do czego chciałby wracać.
Blondynka irytowała go jak mało kto, przez co nie potrafił nawet przez chwilę
skupić się na jej niewątpliwej urodzie. Był po prostu paskudny charakter,
zasłaniający wszystkie walory Utterson.
Westchnął ciężko, przekręcając się leniwie na brzuch. Twarz schował w miękką
poduszkę, którą przywiózł z Londynu i zamykając oczy, objął ją szczelnie swoimi
silnymi ramionami. Szybko zrezygnował z rozpowiadania o swojej rzekomej
homoseksualności. Louis, zaraz po tym jak wyszedł z jego pokoju trzaskając za
sobą mocno drzwiami, zadzwonił do niego i wytłumaczył mu w skrócie, dlaczego
będzie żałował takiego kłamstwa. Niall postanowił wyjątkowo posłuchać swojego
przyjaciela, nie chcąc jeszcze bardziej narażać się na jego złość. Uwielbiał
Lou i traktował go jak swojego brata, ale zachowywał się czasami jak dziecko,
którego w żaden sposób nie dało się przeprosić.
Ziewnął głośno, czując jak zmęczenie w końcu zaczyna brać przewagę nad jego
umysłem. Musiał odespać, żeby być przygotowanym na kolejną, nocną zmianę. W
duchu dziękował wszystkim świętością za to, że to ostatnia taka w tamtym
tygodniu. Kolejny dzień był wolny, a przez następne sześć miał pracować od rana
do popołudnia, dzięki czemu jego dni wydawały się dłuższe i mógł przez nie
zrobić zdecydowanie więcej.
Zakodował jeszcze w pamięci, że musi zapytać Anabeth, czy oddał jej połowę
wartości czynszu z poprzedniego miesiąca i zasnął, odpływając do mistycznej
krainy samego Morfeusza, w której spełniały się najskrytsze marzenia...
♣♣♣
Niall
czuł, że jeżeli jego zmiana nie skończy się rychło, a on nie będzie mógł zdjąć
czarnej, obcisłej koszuli, będącej częścią jego stroju roboczego, to nie
wytrzyma i rzuci wszystko. Wręcz czuł każdy szew, niemiłosiernie wpijający się
w jego obolałe mięśnie. Oczy piekły go żywym ogniem, a skronie pulsowały
równomiernie pod wpływem bólu, który zapanował mu w głowie. Każdy reflektor,
przecinający jego pole widzenia. powodował kolejne skurcze w mózgu, a one z
kolei cichy syk, wydobywający się zza jego zaciśniętych w wąską kreskę warg.
Nie pomagała również głośna muzyka, dudniąca w głośnikach. Co prawda DJ już
dawno wyszedł, jednak pozostawił po sobie włączony laptop z klubową muzyką,
mającą umilić wszystkim czas. Niall w przypływie nienawiści chciał rzucić przed
siebie szklanką, którą trzymał w dłoniach i od kilku minut czyścił białą
ścierką, jednak wiedział że tylko na tym musi poprzestać. Kilkoro gości —
niedobitków bawiło się jeszcze na okrągłym parkiecie, otoczonym niewysokimi
schodami, prowadzącymi do lóż, a on musiał poczekać aż samodzielnie postanowią
opuścić lokal, dając mu w ten sposób upragniony odpoczynek.
Zamrugał kilkukrotnie, odwracając się plecami to barowego blatu, na którym spał
szatyn. Chłopak długo jeszcze pamiętał jego pijaczy wywód o tym jak bardzo
kocha swoją byłą dziewczynę, która wybrała studia za granicą zamiast niego.
Moment, w którym zdenerwowany Horan zobaczył jak nieszczęśnik układa głowę na
skrzyżowanych ramionach i zamyka oczy był prawdopodobnie jednym z najszczęśliwszych
w jego dotychczasowym życiu. Nienawidził, kiedy to się działo.
Zawsze widząc zapłakane klientki, czy klientów wyglądających jak żywa
śmierć, uciekał na drugi koniec lokalu i udawał, że czyszczenie zarzyganych
stolików, ustawionych pod ścianami jest nad wyraz pasjonującym zajęciem.
Niestety, tamtym razem nie zauważył swojego towarzysza niedoli i musiał zostać,
by posklejać rozsypane w drobny mak serce nieznajomego. Wiedział, że nie stało
się to przez przypadek, jednak nie zamierzał w żaden sposób komentować
zachowania współpracownika. Planował zemścić się na nim w odpowiednim czasie i
w odpowiedni sposób.
Niall
poustawiał równo wszystkie szklanki, które zdążył do tej pory wyczyścić i
obrzucił nienawistnym spojrzeniem Erica - chłopaka, z którym dzielił zmianę.
Ten w odpowiedzi jedynie zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym, już po
kilku sekundach znikając za drzwiami, odcinającymi pomieszczenie gospodarcze od
głównej sali klubu.
Szczęściarz — pomyślał gorzko blondyn, wracając do obserwowania
parkietu, znajdującego się zaraz na przeciwko baru, o który opał się biodrem.
Miał cichą nadzieję, że niechciani goście postanowią w końcu udać się do swoich
domów. Niestety, ci wydawali się wciąż bawić w najlepsze i uprzykrzać mu w ten
sposób i tak już wystarczająco ciężki żywot. — Też chciałbym w końcu
wyjść z tego więzienia i odpocząć.
Przewrócił oczami, dostrzegając grupkę dziewczyn, ledwo trzymających się na
nogach. Kolejna fala tępego bólu rozeszła się po jego głowie, kiedy dotarło do
niego, że będzie po raz kolejny musiał wziąć nadgodziny, za które pewnie i tak
dostanie marne, w stosunku do poświęcenia, wynagrodzenie. Nie ma szans, aby w
pojedynkę pozbył się tych wszystkich imprezowiczów. Mógł jedynie poprosić
ochroniarzy o wyprowadzenie tych, których przed dalszą zabawą powstrzymywały
jedynie ograniczenia fizyczne.
Jedna
z dziewczyn odwróciła się przodem Nialla. Dwudziestopięciolatek uśmiechnął się
szeroko, przestając szorować kolejne naczynie i odłożył je na bok, wsuwając
ścierkę za biały fartuch, który jako jedyny kontrastował z czarnymi, dżinsowymi
spodniami i nieszczęsną koszulą. Pochylił się powoli do przodu, nie spuszczając
z niej spojrzenia, oparł łokciami o blat i zaczął uważnie przyglądać jak
dziewczyna, która dziś rano wpadła na niego w mieszkaniu, biega dookoła swoich
trzech przyjaciółek i za wszelką cenę stara się nie dopuścić do tego, aby
którakolwiek z nich przewróciła się i stłukła sobie nos. Zadanie miała bardzo
utrudnione przez wysokie, czarne szpilki, dzięki którym zwracała uwagę płci
przeciwnej długimi, zgrabnymi nogami. Oprócz nich była jeszcze ubrana w
pomarańczową, rozkloszowaną spódnicę nad kolano i białą bokserkę, przylegającą
do szczupłego ciała. Na ramieniu dziewczyny dostrzegł cienki pasek od torebki,
jednak ona sama została schowana pod jasno - szarą marynarką, przewieszoną na
niej.
Horan
obrzucił spojrzeniem bar i szybkim krokiem podszedł do przyjaciółek, w ostatnim
momencie łapiąc Anabeth, która potknęła się na schodach i z cichym piskiem
rozbawienia zaczęła zbliżać się do zderzenia z twardym parkietem. Roześmiana
dziewczyna zakryła usta dłonią, wywołując tym nieznacznie uniesienie kącików
ust przez blondyna. Musiał przyznać, że i tak był pod wrażeniem. W końcu nie
każdy potrafiłby w stanie mocnego upojenia alkoholowego chodzić w
dwunastocentymetrowych szpilach i nie zabić się przy okazji. A ona, dopóki
znajdowała się na płaskiej powierzchni, radziła sobie całkiem nieźle.
— Niall! - krzyknęła Ana, wyraźnie zadowolona z widoku
swojego współlokatora. — Wiedziałam... Nie! Ja byłam pewna, że cię tu znajdę —
brązowowłosa złapała się ramion chłopaka i wyprostowała się, starając tym razem
utrzymać równowagę. Wydęła usta, spoglądając tęsknym wzrokiem ponad jego
ramieniem. Horan przewrócił oczami, doskonale zdając sobie sprawę, że za
plecami ma bar. Szybko jednak wróciła do wpatrywania się w zmęczoną twarz
chłopaka.
— Mi też bardzo miło cię widzieć — powiedział cicho,
mierząc pozostałą część grupy uważnym spojrzeniem. Na twarzy nieznajomej dostrzegł
wyraźną ulgę. — Możesz mi powiedzieć, co wy tutaj robicie? W takim stanie już
dawno powinnyście wrócić do domów, jeżeli życie wam miłe — odezwał się
ponownie, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Przewrócił oczami i wystawił
rękę, łapiąc Kendall zanim ta zdążyła upaść. Cichy, irytujący jego bębenki
uszne chichot sprawił, że chłopak wrócił wzrokiem do Vashchenko. Nigdy nie
spodziewał się, że zobaczy ją w tak opłakanym stanie.
— Margie chciała cię koniecznie zobaczyć! —
zapiszczała, wyraźnie podekscytowana tym, co powiedziała, a na twarzy
wspomnianej dziewczyny pojawiły się dwie, niemalże purpurowe plamy. Niall
uśmiechnął sie do siebie pod nosem. Blondynka wyrwała się z jego uścisku i
ruszyła w dalszą podróż do baru, jednak w ostatnim momencie zdążył przyciągnąć
ją z powrotem do siebie za nadgarstek, zupełnie nie przejmując się jej
protestami. W pewnym sensie uznał to za odegranie się na niej za nieprzyjemne
docinki, które jeszcze rano wymierzała pod jego adresem.
— Chodźmy na zewnątrz — zaproponował Horan i ciągnąc
za sobą dwie dziewczyny, podszedł do drzwi wyjściowych. — Henry, przypilnuj
baru. Mam tu sytuację wyjątkową — zwrócił się jeszcze do młodego chłopaka,
dorabiającego w klubie jako sprzątacz, na co ten od razu przystał ochoczo.
Niall wiedział, że chłopak już od dawna stara się o wyższą posadę w klubie.
Pamiętał, jak opowiadał mu, że bycie barmanem uważał za pasję. Chciał nawet
otworzyć własną dyskotekę, ale brakowało mu na to odpowiedniej sumy pieniędzy i
przez najbliższych kilka lat musiał zadowolić się jedynie marzeniami i
wyobrażeniami na ten temat.
♣♣♣
Dość
chłodny jak na maj wiatr owiał całe ciało jasnowłosego, powodując że jego
zmysły rozbudziły się chociaż w minimalnym stopniu. Przymknął na chwilę oczy,
po czym uniósł niechętnie powieki i skierował swój wzrok na jedyną trzeźwą
dziewczynę z towarzystwa. Zauważył jak spina się i drży, najprawdopodobniej pod
wpływem zimna. Zdziwił się, że nie założyła na siebie marynarki, jednak
postanowił tego nie komentować. W końcu w ogóle nie leżało to w jego interesie.
Odetchnął cicho, sadzając pijane dziewczyny na przystanku autobusowym. Był
szczęśliwy, że długie, krwistoczerwone paznokcie Kendall w końcu przestały
wpijać się boleśnie w jego skórę na przedramieniu, który przez podwinięte
rękawy był w pełni odsłonięty. Zerknął na obolałe miejsca i z wyrazem nienawiści
na twarzy potarł je opuszkami palców.
— Ma kto po was przyjechać? — uniósł wysoko brew,
widząc jak Margie, na początku ignorując jego pytanie, trzęsącymi się dłońmi
wydobyła z torebki paczkę papierosów. Wyjęła jednego i odpaliła go, zaciągając się
nim nieumiejętnie. Albo dopiero zaczynała, albo biła się z myślami. — I nie
mówię o taksówce, chodzi mi o coś bezpiecznego — dodał szybko, zanim dziewczyna
zdążyła powiedzieć cokolwiek, zwracając tym na siebie jej uwagę. Najpierw
popatrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, wciąż zajmując się swoimi
przemyśleniami. Przytknęła po chwili, potwierdzając jego słowa, których sens
dotarł do niej w zwolnionym tempie.
— Mój brat za kilka minut powinien tu być —
wytłumaczyła szybko i pobieżnie, błądząc spojrzeniem ciemnych oczu po popękanym
w kilku miejscach chodniku. — Jedyny problem polega na tym, że nie zmieścimy
się wszystkie do jego samochodu i dlatego zaciągnęłam je tutaj, żeby poprosić
cię o pomoc. Chodzi o to, czy mógłbyś wziąć ze sobą Anabeth do domu. Pomyślałam,
że skoro mieszkacie razem, to nie będzie to dla ciebie duży problem. Zupełnie
nie chodziło o to, co Ana miała na myśli — ciemnowłosa zaczęła nerwowo
przestępować z nogi na nogę, zaciskając mocno palce na papierosie. — Nie zrozum
mnie źle, jesteś naprawdę bardzo przystojny i w ogóle, ale zupełnie cię nie
znam, widzieliśmy się wcześniej tylko raz, nawet nie widzieliśmy. Wpadłam na
ciebie i dostałam słowotoku, za co jeszcze raz bardzo cię przepraszam, ja
zamyśliłam się i nie wiedziałam, gdzie idę...
— Spokojnie — głośny śmiech chłopaka przerwał
nieskładny wywód Margaret i spowodował kolejne purpurowe rumieńce na jej
policzkach. Nie rozumiał, co tak właściwie zrobił, aby ją zawstydził. Nie
zamierzał jednak pytać — była urocza. Spodobała mu się, mógł to otwarcie
przyznać — Zabiorę ją ze sobą — skinął twierdząco głową.
♣♣♣
MIASTO
TAJEMNIC
Cork
od zawsze kojarzone było głównie z niezmąconym spokojem i monotonią. Wszyscy
dawno przywykli do ulicznego jazgotu i wiecznych korków, paraliżujących ruch
miejski. Nikt nie bał się wychodzić z domu po zmroku, a matki zajmowały się
własnymi sprawami, podczas gdy ich pociechy przerzucały piasek w
piaskownicy.
Niestety,
ostatnimi czasy rutyna uległa zmąceniu.
Każdy
z nas słyszał o serii niewyjaśnionych morderstw, jakie miały miejsce dwa lata
temu. W dziwnych okolicznościach zginęło dwunastu młodych ludzi, mieszkańców
miasta. Wszyscy pamiętamy strach i niepokój, jaki zapanował w całym mieście i
szczęście, po złapaniu domniemanego mordercy. Co prawda nikt nie chciał do
końca wierzyć, że dwudziestodwuletnia ówcześnie Danielle byłaby w stanie
samodzielnie obezwładnić, a potem zadźgać mężczyznę dwie głowy większego od
niej. Wszyscy pamiętaj zdjęcia jej zapłakanej twarzy i łamiący głos, którym
nieustannie powtarzała, że jest niewinna. Każdy miał wątpliwości, której — jak
widać — okazały się jak najbardziej prawdziwe.
Dzisiejszej
nocy znaleziono zmasakrowane ciało młodego chłopaka. Policja wciąż stara się
ustalić jego tożsamość, co jak na razie graniczy z cudem. Nasz zaufany
informator donosi, że twarz nieszczęśnika została polana mocno żrącą
substancją. Co więcej odcięto mu wszystkie palce.
Nasuwa
się jedno pytanie — czy Cork wciąż jest tym bezpiecznym i spokojnym miejscem,
jakim było dotychczas? Policja wznowiła sprawę Danielle, która tak naprawdę
stała się poszkodowaną. Jednak czy istnieje cokolwiek, co mogłoby
zrekompensować jej dwa lata, spędzone w więzieniu?
Oczekujcie
na następne informacje,
♣♣♣
— Myślałam, że już nigdy mnie stamtąd nie
wyciągnięcie.
Dziewczyna uśmiechnęła się półgębkiem, poprawiając swoje długie, blond włosy,
związane w kucyk. Wyglądała na dość wychudzoną i zaniedbaną, a na jej knykciach
widoczne były czerwone ślady — pamiątki po bójkach — które mocno kontrastowały
z bladą skórą, dawno nie wystawianą na działanie słonecznych promieni. Założyła
nogę na nogę, wodząc wzrokiem po wszystkich przyjaciółkach, które siedziały z
nią przy stole. Dresowe spodnie podsunęły się do góry, odsłaniając kawałek
podrapanej kostki.
— Wierz lub nie, ale to wcale nie było takie łatwe —
odpowiedziała jej od razu szatynka, zajmująca miejsce naprzeciwko. — Policja
cały czas węszyła. Nie było szans na to, żeby chociażby wyjść z bronią na
ulicę, a do dopiero użyć jej i nie ściągnąć na siebie uwagi. Dopiero kilka
miesięcy temu trochę sobie odpuścili.
— Rozumiem to — przytaknęła, kiwając głową. Zamyśliła
się przez chwilę, patrząc nieobecnym wzrokiem na ścianę, ponad ramieniem jednej
z dziewczyn, siedzącej naprzeciwko. Migające światło, bijące od świeczki i
dźwięki morza rozchodzące się echem po metalowym kontenerze, w którym spędzały
wieczór, powodowały atmosferę, wręcz żywcem wyjętą z horroru. Im to jednak nie
przeszkadzało, były przyzwyczajone do takich warunków. — A co z naszym szefem? —
zapytała, a jej głos lekko zadrżał przy ostatnim słowie. — Wciąż na nas
uwzięty?
— To on zorganizował nam tę całą szopkę. Mamy
wrażenie, że szykuje się coś większego. I nadzieję, że wszystkie wrócimy z tego
w jednym kawałku.
♣♣♣
Girl With Tattoo na Wattpadzie: https://www.wattpad.com/story/71679879-girl-with-tattoo-niall-horan-fanfiction
Mój tumblr: http://littleshybitch.tumblr.com/
Mój Twitter: https://twitter.com/imnightmarexx
Moja strona: https://jesica-evans.blogspot.com/