Shed a tear cause' I'm missin' youI'm still alright to smile~ Guns N' Roses"Patience"
Jako że Niall i jego
przyjaciele byli dość popularni na swojej uczelni, nie mogli narzekać na brak
zaproszeń na różne wydarzenia towarzyskie, dziejące się w mieście i na
kampusie. Wiązało się to z tym, że niejednokrotnie dane mu było w przeszłości odprowadzać
przyjaciół do domów po imprezach, mocno zakrapianych przeróżnym alkoholem. Z
zasady lubił to robić – mógł pośmiać się ze swoich znajomych, a na drugi dzień,
kiedy nic nie pamiętali, starał się skrupulatnie przypomnieć im wszystkie, a
zwłaszcza te najbardziej żenujące wydarzenia z poprzedniej nocy. Oczywiście sam
również był tym, którego czasami trzeba było odstawiać pod same drzwi domu, a
potem do samego łóżka, gdyż istniało duże niebezpieczeństwo, że sam nie byłby w
stanie się do niego dowlec. W tamtych momentach nie było mu już tak wesoło,
jednak znosił to z honorem wiedząc, że za dwa dni i tak nikt nie będzie mu
niczego pamiętał.
Czasami jednak, opieka nad
pijanymi przyjaciółmi sprawiała mu kłopoty – na przykład, kiedy musiał
odprowadzić Louisa. Na ogół nie było w tym nic ciężkiego, poza sprośnymi
żartami, którymi sypał z rękawa z niemalże dwukrotnie większym natężeniem niż
kiedy był trzeźwy. Czasami jednak, kiedy przyjaciel postanowił mocno
przeholować z trunkami, jego oszołomiony mózg przestawał wysyłać impulsy do nóg
ciemnowłosego, przez co ten po prostu przestawał je czuć i Niall potrzebował
pomocy drugiego chłopaka, którym najczęściej był Zayn, w odstawieniu Tomlinsona
do drzwi jego akademickiego pokoju.
Dość podobną sytuację miał z
Anabeth. Na początku dziewczyna kategorycznie odmówiła wejścia do taksówki,
którą dla nich zamówił. Nie dał rady wsadzić jej tam nawet na siłę, a wszystkie
formy przekupstwa natychmiast odrzucała i koniec końców, musieli wybrać się na
wieczorny spacer pełen potknięć i przekleństw ze strony dziewczyny, która nie
do końca panowała nad swoim ciałem.
Tak jak na początku zachowanie
współlokatorki śmieszyło Horana, tak pod sam koniec zaczynała go powoli
irytować swoją nieporadnością i tym, że nie mógł nawiązać z nią żadnej rozmowy,
ponieważ była zbyt skupiona na stawianiu w miarę pewnych i prostych kroków, w
czym na pewno nie pomagały jej czarne szpilki, których nie chciała zdjąć nawet,
kiedy Niall zaproponował jej swoje buty. Doszła do wniosku, że za wszelką cenę
musi wyglądać idealnie w razie gdyby po drodze miała spotkać miłość swojego
życia, a o kilka rozmiarów za duże buty, w dodatku męskie, na pewno stanowiłby
ujmę dla jej idealnego image’u.
Dlatego, kiedy po raz kolejny
wpisywała zły kod do domofonu, westchnął ciężko i sam otworzył drzwi, po czym
nie zważając na jej protesty, podniósł ją bez większych problemów i wszedł na
trzecie piętro, stawiając ją dopiero przed drzwiami do mieszkania. Uniósł
wysoko brew, kiedy dziewczyna odwróciła się do niego przodem, uniosła palec i
chwiejąc się niebezpiecznie zaczęła machać mu nim przed samym nosem.
—
Dziękuję, ale dałabym radę — wybełkotała nieco niewyraźnie, pochyliła się do
przodu, opierając czoło o ramię chłopaka i zaczęła zawzięcie przeszukiwać
torebkę, nawołując klucze.
Niall odetchnął ciężko i uniósł
wzrok na sufit. Widział, że nie mógł się poruszyć, bo Ana straciłaby w ten
sposób równowagę, a nie chciał wylądować z nią na twardej podłodze. Dlatego
cierpliwie czekał, aż szatynka w końcu znajdzie pęk kluczy, a potem otworzy
nimi drzwi.
Kiedy ten upragniony przez
niego niezmiernie moment w końcu nastąpił, złapał ją za ramiona i wprowadził do
środka, natychmiast zamykając za nimi wejście na łucznik. Poczekał aż
Vashchenko w końcu pozbędzie się szpilek i już miał odprowadzić ją prosto do
pokoju, ale jak na złość dziewczyna podparła się dłońmi o ścianę i zaczęła iść
w kierunku salonu. Przewrócił oczami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej,
idąc powoli za nią i kontrolując, czy aby na pewno nie przewróci się zaraz. Nie
chciał składać jeszcze wizyty na pogotowiu. To i tak był ciężki dzień.
Usiadł na kanapie, obserwując
jak dziewczyna wyjmuje z lodówki butelkę pepsi i bierze kilka dużych łyków.
Podniósł wysoko brew, przyglądając jej się uważnie.
—
Jesteś pewna tego co robisz, czy będę musiał ci za chwilę trzymać ci włosy? —
burknął cicho pod nosem, nie przestając mierzyć dziewczyny spojrzeniem. Chciał
już zaprowadzić ją do pokoju, a potem zamknąć się w swoim i iść w końcu spać.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i machnęła lekceważąco ręką.
—
Jestem pewniejsza niż pewna — zakomunikowała z szerokim uśmiechem i pociągnęła
jeszcze kilka sporych łyków napoju. — Ja nie wymiotuję po alkoholu, nigdy —
dodała z nieukrywanym rozbawieniem, które wywołało na twarzy chłopaka cień
uśmiechu.
Po chwili podniósł się z kanapy
i podszedł do swojej współlokatorki, ponownie biorąc ją na ręce. Anabeth
fuknęła cicho, krzyżując ręce na klatce piersiowej i popatrzyła na niego z miną
obrażonej pięciolatki. Rozmazany makijaż, który zakrywał jej niemalże całą twarz,
również nie pomagał mu w traktowaniu tego, co zamierzała powiedzieć całkiem na
poważnie.
—
Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego znowu latam? —przechyliła głowę na bok,
dmuchając zawzięcie we włosy, które i tak opadały na jej oczy. Niall roześmiał
się głośno, odzyskując humor, który towarzyszył mu jeszcze w klubie, kiedy
Margie przyprowadziła do niego wszystkie swoje przyjaciółki.
—
Bo zaczynasz mnie wkurzać, Vashchenko. Chce mi się spać, a muszę jeszcze wziąć
prysznic. Za to ty lądujesz od razu w łóżku — powiedział, otwierając sobie
drzwi do jej pokoju plecami. — A poza tym powinnaś cieszyć się z mojego
miłosierdzia i z tego, że nie musisz próbować używać nóg, nie szło ci to
kompletnie.
Zanim dziewczyna zdążyła
jakkolwiek odpowiedzieć na jego zaczepkę, upuścił ją na posłanie, odwrócił się
na pięcie i wyszedł, swoje kroki od razu kierując do łazienki, w które zamknął
się od środka. Nie chciał dopuścić do niezręcznej sytuacji podczas gdy pijana
Ana była w stanie sprowokować nie jedną taką.
Łazienka była najmniejszym
pomieszczeniem w całym mieszkaniu i nie oferowała zbyt wielu luksusów – nie
było w niej nawet wanny, a jedynie prysznic. Jednak Niallowi to nie
przeszkadzało. Chłopak od długiego przesiadywania w wodzie zdecydowanie wolał
szybkie prysznice. Beżowe kafelki, którymi wyłożone zostały ściany i nieco
ciemniejsze, brązowe na podłodze bardzo mu się z resztą podobały, a lusterko
nad białą umywalką zupełnie wystarczyło do codziennej toalety.
Nie czekając na nic więcej,
rozebrał się do naga, wszedł do kabiny i od razu ustawił wodę tak, jak lubił
najbardziej. Stanął pod chłodnym strumieniem, który przyjemnie orzeźwiał jego
ciało i umył się szybko swoim płynem, który stał na półce, przymocowanej do
ściany z prawej strony.
Kiedy po kilkunastu minutach
opuszczał łazienkę, zawinął się ręcznikiem w pasie i wrzucił po drodze brudne
ubrania do kosza na pranie, stojącego w rogu pomieszczenia, zaraz przy
drzwiach. Wszedł do swojego pokoju i stanął przy szafie, z której wyjął czarne
bokserki. Upuścił ręcznik i założył je na siebie, wyciągając telefon z plecaka,
którego zapomniał dzisiaj zabrać ze sobą do pracy, a który zawsze mu w niej
towarzyszył. Przeglądając portale społecznościowe podszedł do łóżka, a dopiero
kiedy na nim usiadł zaczęło mu coś nie pasować.
Materac za jego plecami był
wygięty. Odłożył komórkę i odwrócił się powoli do tyłu. Wydał z siebie cichy,
krótki krzyk, kiedy dostrzegł za swoimi plecami Anabeth, leżącą w samej białej
koszuli, którą na pewno wyjęła z jego szafy i czarnych, koronkowym majtkach. Umyła
już twarz z makijażu i zaczesała włosy w ciasnego kucyka na czubku głowy.
Poderwał się natychmiast z
łóżka i rozłożył ręce na boki, otwierając usta. Słowa jednak ugrzęzły mu w
gardle i zupełnie nie wiedział, jak powinien był zareagować na tę niezapowiedzianą
i zdecydowanie nieoczekiwaną, nocą wizytę.
Zamknął na chwilę oczy i potarł
je palami wolnej dłoni, zdając sobie sprawę z tego, że dziewczyna musiała już
leżeć na łóżku, kiedy wszedł do pokoju. Odetchnął ciężko, odkładając telefon na
szafkę nocą, starając się nie skomentować cichego chichotu dziewczyny, który
spowodowała jego reakcja na jej widok.
—
Szkoda, że nie stałeś do mnie przodem — powiedziała cicho i zagryzła dolną
wargę. Wszystkie myśli momentalnie uciekły z jego głowy. Załamał ramiona, poruszając
ustami jak rybka w akwarium, co ponownie rozbawiło dziewczynę.
Przesunęła się na łóżku,
niszcząc nieco posłanie i uklękła przed nim tak, że ich twarze znalazły się na
jednej wysokości. Niall jęknął cicho, kiedy dłoń Anabeth nieoczekiwanie
wylądowała na jego kroczu. Przymknął oczy, starając się zignorować przyjemne
mrowieniu, które rozchodziło się po całym jego ciele. Sapnął jednak i złapał
jej nadgarstek, odsuwając od siebie dłoń. Nie mógł tego zrobić. Byli
współlokatorami, a poza tym miał do niej zbyt wiele szacunku, żeby potraktować
ją jak pijaną dziewczynę na jedną noc.
—
Nie bądź taki, Horan — wymamrotała niezadowolona, starając się sięgnąć swoimi
ustami jego ust, przez co kilkakrotnie musnęła jego dolną wargę. — Oboje
jesteśmy dorośli, co ci szkodzi? — mówiła dalej, przesuwając powoli chłodnymi
opuszkami palców po jego klatce piersiowej. Westchnął mimowolnie, rozchylając
nieznacznie usta.
Wiedząc,
że to wszystko zmierzało w złym kierunku i że jego samokontrola została
wystawiona na ogromną próbę, złapał w końcu jej nadgarstki i odsunął od siebie
dłonie, otwierając oczy, które nie wiedzieć kiedy zamknął. Popatrzył na nią i
pokręcił przecząco głową.
—
Nie, Anabeth — powiedział twardo, poluźniając powoli uścisk palców na jej
nadgarstkach. — Nie dlatego, że nie chce, bo uwierz mi na słowo, w mojej
koszuli ci do twarzy. Jak przyjdziesz do mnie jutro trzeźwa, to będę cię
pieprzył aż nie będę musiał pójść do pracy — urwał, uśmiechając się do niej
lekko.
Przez chwilę na twarzy
dziewczyny mógł dojrzeć głęboką konsternację. Dziewczyna opuściła wzrok,
zastanawiając się nad czymś mocno. Niall nie poganiał jej, chociaż naprawdę
chciał się położyć. Wiedział, że to nie miało sensu.
Otworzył zdziwiony oczy, kiedy
Ana przysunęła się do niego z powrotem i objęła go rękami za szyję, przytulając
się do niego tak mocno, że przez chwilę nie mógł wziąć oddechu. Sam jednak
objął ją rękami w pasie i czekał cierpliwie aż sama się odezwie. Popatrzył
tylko tęsknym wzrokiem w kierunku łóżka, na którym oczami wyobraźni widział siebie
smacznie śpiącego.
—
Przepraszam Ni — powiedziała cicho. Zmarszczył brwi, słysząc jak pociąga kilka
razy nosem. Odsunął ją od siebie ostrożnie i popatrzył na nią uważnie. Miała
mokre policzki i lekko zaczerwienione oczy. Nieoczekiwanie poczuł narastającą w
jego ciele panikę. W takich momentach do akcji zawsze wchodził Harry, który
zawsze znacznie lepiej potrafił pocieszać kobiety niż ktokolwiek inny z ich
paczki. A zwłaszcza Niall, który był w tym gorzej niż beznadziejny. — Wiem, że
nie powinnam, ale jestem tak cholernie pijana i nie do końca nad sobą panuję —
wyszlochała, desperacko pocierając policzki wierzchem dłoni.
Horan westchnął cicho, siadając
na łóżku i położył się na nim na plecach, przyciągając ją do siebie. Objął ją
ramieniem, kiedy położyła głowę na nim i wtuliła się z powrotem w jego bok.
Pocierał delikatnie jej plecy dłonią. Milczał jak grób, nie wiedząc zupełnie,
co mógłby powiedzieć. Czuł się jak sparaliżowany i nie potrafił nic na to
poradzić.
—
Po prostu ostatnio coraz bardziej zaczynam tęsknić za rodziną — kontynuowała po
chwili. Niall popatrzył na zegarek, wiszący nad wejściem do pokoju.
—
Może powinnaś ich odwiedzić? Na pewno by się ucieszyli — powiedział pierwsze,
co przyszło mu do głowy. Dziewczyna zaśmiała się cicho, jednak on jakoś nie za
bardzo usłyszał w jej śmiechu radość. Pokręciła przecząco głową.
—
Nie mogę — odparła cicho, zamykając oczy i przełykając ciężko ślinę, mocniej
przytuliła się do jego boku. — Najprościej mówiąc, nie chcą mnie tam widzieć.
—
Jak to? — zapytał, marszcząc mocno brwi. Wzruszyła lekko ramionami.
—
To długa i nieprzyjemna historia, a ja naprawdę nie chcę tego teraz wspominać
zbyt dogłębnie. Ogólnie rzecz biorąc byłam raczej niechcianym dzieckiem. Najmłodsza,
najmniej przydatna i raczej nie za bardzo opłacało im się mną odpowiednio
zajmować — urwała, chcąc pozbierać myśli. Horan czekał cierpliwie, aż będzie
gotowa kontynuować. Nie chciał jej ani pospieszać, ani przerywać. Senność nagle
gdzieś zniknęła. — W szkole też nie we wszystkim szło mi najlepiej, co zupełnie
nie wpasowywało się w schemat idealnej rodziny. No i korepetycje z tych
przedmiotów, które były najgorsze kosztowały dość dużo, przez co
niejednokrotnie narażałam się na głupie i złośliwe komentarze nie tylko ze
strony starszego rodzeństwa, ale co gorsza rodziców. Jednak mimo to i tak oni
wszyscy zawsze będą dla mnie najważniejsi i zawsze będę za nimi tęsknić. Nawet,
jeżeli im nawet nie przejdzie to przez myśl.
—
Jest mi naprawdę przykro Anabeth — powiedział cicho po krótkim czasie, jaki
spędzili w ciszy, którą to on musiał przerwać i wiedział o tym doskonale.
Dlatego kontynuował natychmiast. — Ale nie potrafię ci w żaden sposób pomóc.
Jestem raczej kiepski, jeżeli chodzi o zwierzenia i pocieszanie — dodał, nie
spuszczając z niej wzroku.
Dziewczyna leżała przez chwilę
nieruchomo, kiedy on starał się wymyśleć coś, co mógłby powiedzieć, a
jednocześnie coś, co nie byłoby kompletnie nietrafione. Nie zdążył jednak nic
zrobić, kiedy Ana otworzyła szeroko zaczerwienione oczy i podniosła się z
niego, strącając z siebie jego ramię, którym ją obejmował.
—
Ja przepraszam. Nie powinnam była tego mówić, jestem kompletnie pijana. Upijać
się też nie powinnam, przepraszam — zaczęła zapinać koszulę, którą miała na
sobie, niezgranie cofając się na łóżku tak, żeby mogła z niego zejść jak
najszybciej. Po chwili kontynuowała wyrzucanie z siebie pojedynczych zdań,
których chłopak nawet nie miał czasu przyswoić. — Obiecuję, że to się więcej
nie powtórzy. Nigdy więcej nie zobaczysz mnie pijanej. Tym razem to też nie
miało prawa się zdarzyć. Zaufałeś mi i zostałeś moim współlokatorem. Mam
nadzieję, że nie zniszczyłam naszej relacji.
Nie mogąc tego dłużej słuchać,
złapał ją za rękę i zanim zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć czy zrobić,
przyciągnął ją do siebie mocno, przez co musiała z powrotem się na nim położyć.
Objął ją szczelnie ramieniem tak, żeby nie mogła znowu się od niego odsunąć, po
czym narzucił na ich nogi koc, który dotąd leżał obok.
—
Zamknij się wreszcie kobieto — roześmiał się cicho, czym wywołał zdziwienie na
jej zapłakanej twarzy. Popatrzył na nią z lekkim uśmiechem i pokręcił z
dezaprobatą głową. — Czy wy kobiety mogłybyście dawać mężczyznom trochę więcej
czasu na wypowiadanie się? Okay, powiedziałem, że nie wiem jak mógłbym cię
pocieszyć, bo jestem w tym naprawdę beznadziejny, ale to wcale nie oznaczało,
że nie chcę tego zrobić. Musisz tylko poczekać sekundę, żebym mógł pomyśleć.
Jestem zmęczony Anabeth, nie myślę tak szybko jak normalnie.
Ku jego uciesze dziewczyna
roześmiała się cicho i pokiwała twierdząco głową. Bez słowa protestu wtuliła
się z powrotem w jego bok, czekając cierpliwie.
Na początku miał w głowie
kompletną pustkę. Starał się przywołać w pamięci te razy, kiedy próbował
pocieszyć pijaną Jo. Dziewczyna miała bowiem nieprzyjemną skłonność do upijania
się w momentach, kiedy była naprawdę smutna i potrafiła rozpłakać się tylko
dlatego, że skończyły się jej papierosy, albo dlatego że rozdarła rajstopy, a
akurat zapomniała zabrać jedną z dziesięciu zapasowych par. Jednak te problemy nawet nie mogły równać się z
tym, co przed chwilą usłyszał od swojej współlokatorki.
Przesunął mimowolnie ręką po
jej plecach, zatrzymując dłoń na biodrze dziewczyny. Przez chwilę pomyślał, że
może mógłby zając jej umysł czymś innym – czymś, dzięki czemu przestałaby
zastanawiać się nad swoją rodziną i tym, jak traktowali ją w dzieciństwie.
—
Przyjechałem do Cork, żeby udowodnić rodzicom, że jeżeli chcę, to potrafię być
odpowiedzialny — powiedział cicho, odwracając wzrok na sufit. — Moja mama nie
do końca potrafiła się do tego przekonać, dlatego co miesiąc wysyła mi tysiąc
funtów. Na szczęście jeszcze nie musiałem z tego korzystać — dodał, wracając
wzrokiem do dziewczyny, która przyglądała mu się uważnie.
—
Skąd jesteś i co robiłeś, że tak po prostu to rzuciłeś, żeby przyjechać do
Cork?
Niall
uśmiechnął się lekko, widząc jak łzy na twarzy dziewczyny schną powoli. Zagryzł
lekko dolną wargę. Nie wiedział, czy chciał z nią rozmawiać na takie tematy,
jednak po chwili uznał, że nie było to nic zbytnio zobowiązującego.
—
Do Cork przyjechałem z Londynu, w którym studiuję — przyznał cicho, wracając
wzrokiem na sufit. Jakoś przyjemniej mu się było zwierzać, kiedy nie patrzył w
jej zaczerwienione oczy. — Jak dotąd za wszystko płacili mi rodzice, ale
postanowiłem z tym skończyć. Być może dosyć późno, bo zrobiłem sobie przerwę na
ostatnim roku, ale nie żałuję tego. Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócę skończyć
naukę mój ojciec nie będzie więcej komentować tego, że nie potrafię rzekomo
docenić wartości pieniądza — wymamrotał cicho. — A tak poza tym, to bardzo
tęsknię za swoimi przyjaciółmi. Powiedzmy, że miałem sprzeczkę z jednym z nich
dzień przed wyjazdem do Cork i bardzo tego żałuję, bo pokłóciliśmy się tylko i
wyłącznie o moją głupotę. Chciałem do niego zadzwonić, ale jakoś nie za bardzo
mam na to odwagę.
Po jego słowach leżeli w ciszy,
oboje zajęci swoimi myślami. Niall duchem znajdował się w Londynie, w swoim
pokoju. Cofnął się w czasie do kłótni z Louisem, którą sprowokował na własne
życzenie. Sam uważał, że powiedzenie komukolwiek o tym, że zmienił swoją
orientację seksualną było pomysłem raczej średnim i po krótkich przemyśleniach
doszedł do wniosku, że to nigdy nie miało racji bytu.
Z jednej strony żałował, że nie
powiedział przyjacielowi całej prawdy i wymyślił to idiotyczne kłamstwo z
szukaniem sobie kobiety na resztę życia. Jednak z drugiej strony nie chciał
nikomu zwierzać się z problemów jakie miał ze swoim ojcem. Anabeth była
pierwszą osobą, która usłyszała o tym cokolwiek.
Wiedział, że jeżeli poprosiłby
o rozmowę kogokolwiek ze swojej paczki, to nie spotkałby się z odmową i że
wszyscy bardzo chętnie by go pocieszyli, ale jednocześnie zdawał sobie również
sprawę z tego, że każdy z nich miał inne, własne problemy, którymi powinien się
zająć. W tej jednak sytuacji postanowił, że kiedy tylko uda mu się porozmawiać
z Louisem, to opowie mu o wszystkim od początku do końca. A zaraz potem każe o
tym zapomnieć, żeby przypadkiem nie próbował opowiadać mu jakichś farmazonów.
Uwielbiał Tommo, ale chłopak miał to do siebie, że zawsze chciał poprawić
wszystkim humor. Dlatego przez większość czasu zachowywał się dość idiotycznie,
chociaż był człowiekiem bardzo inteligentnym.
—
Wiesz Niall — powiedziała w końcu dziewczyna, lekko sennym głosem. — Może nie
zrozumiesz mnie do końca, bo za krótko tutaj mieszkasz, ale Cork jest miejscem,
które przyciąga do siebie ludzi takich jak ty czy ja.
Zmarszczył lekko brwi, na
początku nie do końca wiedząc, co dziewczyna miała na myśli. Opuścił na nią
wzrok i przyjrzał jej się uważnie w oczekiwaniu na to, że rozwinie swoją myśl.
Nic takiego się jednak nie stało, ponieważ już po chwili dziewczyna odpłynęła,
zmęczona całym wieczorem szaleństw ze swoimi przyjaciółkami.
Sam również zamknął oczy.
Liczył się z tym, że nie zostało mu już zbyt wiele czasu na sen, chociaż do
pracy musiał iść dopiero na wieczorną zmianę. Przecież nie mógł przespać całego
dnia. Zmęczenie, o którym udało mu się zapomnieć wróciło natychmiast, przez co
już po chwili udało mu się zasnąć głębokim i nad wyraz spokojnym snem, tuląc do
siebie drobne ciało brunetki.
♣♣♣
Kiedy budzik w jego telefonie rozdzwonił
się w południe, wyjątkowo nie chciał podnosić się z łóżka. Pierwszy raz odkąd
przyjechał do Irlandii czuł się dziwnie spokojny. Zazwyczaj, gdy budził się do
pracy, miał wrażenie, że zaraz coś rozerwie go od środka. Tysiące myśli
przewijały się przez jego głowę, a niewyspanie nie pozwalało przez kilka
pierwszych godzin skupić się na żadnej konkretnej czynności. Jednak tamtego
dnia było inaczej. I chociaż nie udało mu się do końca dospać, to i tak
znacznie bardziej chciało mu się żyć.
Westchnął cicho i przeciągnął
się, ze zdziwieniem stwierdzając, że Anabeth gdzieś zniknęła. Szybko jednak
doszedł do wniosku, że dziewczyna musiała wstać rano do pracy. Szczerze współczuł
jej kaca po imprezie, podczas której musiała wypić dość sporo, skoro w nocy
przyszła do niego najpierw z propozycją seksu, potem rozpłakała się jak
dziecko, a na sam koniec zwierzyła z problemów, jakie miała w dzieciństwie.
Uśmiechnął się lekko, przypominając
sobie jak wyglądała w samych majtkach i jego białej koszuli. Musiał przyznać,
że lubił widywać swoje dziewczyny w ciuchach, które podkradły mu z szafy.
Przygryzł lekko dolną wargę, szybko odsuwając od siebie tę myśl. Ana była tylko
jego współlokatorką i nią miała już pozostać.
Podniósł się powoli ze swojego
łóżka i wolnym krokiem ruszył w kierunku łazienki, zabierając ze sobą świeże
bokserki i czystą parę dresów. Nie chciał jeszcze ubierać na siebie
niewygodnych dżinsów. Ten dzień zaczął się dla niego zbyt przyjemnie, żeby miał
go sobie tak szybko psuć.
Wszedł do łazienki, gdzie wziął
szybki prysznic i umył zęby. Uczesał się i postawił swoje blond włosy na żel,
przyglądając się sobie w lusterku, zanim opuścił pomieszczenie.
Wsunął dłonie do kieszeni w
dresach, idąc do lodówki, żeby zrobić sobie coś do zjedzenia. Zmarszczył brwi,
kiedy do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach smażonego bekonu. Uśmiech szybko
powrócił na jego twarz, gdy wchodząc do salonu zobaczył Vashchenko, stojącą
przy kuchence.
Dziewczyna wyglądała znacznie
lepiej niż wieczorem. Włosy miała umyte i związane w kucyka, a ubrana była w
czarne spodnie i białą koszulkę z krótkim rękawem, która była na nią o kilka
rozmiarów za duża, przez co prawdopodobnie zakasała ją za pasek z przodu. Nie
odzywając się usiadł na kanapie i przyglądał się uważnie temu, jak starała się
niczego nie przypalić i jednocześnie odpisywała komuś na smsa.
Niestety nie dane mu było zbyt
długo patrzeć na poczynania swojej współlokatorki, ponieważ chcąc odłożyć
telefon na wyspę kuchenną odwróciła się do nie przodem i posnęła cicho,
wyraźnie przestraszona jego nagłym pojawieniem się w pokoju. Zaśmiał się cicho,
kiedy zmierzyła go rozeźlonym spojrzeniem, po czym wróciła do gotowania.
—
Jesteś paskudny, Horan. Robię ci śniadanie, a ty w tak brutalny sposób mnie
straszysz — wymamrotała cicho, zerkając na niego kątem oka. Niall zaśmiał się
cicho, krzyżując ręce za głową. Napiął przy tym swoje mięśnie i przyjrzał się
uważnie swoim bicepsom.
—
Tobie też miłego dnia, Vashchenko, ale nie jest jeszcze ze mną aż tak źle,
chociaż nie byłem na siłowni od kilku miesięcy — powiedział, uśmiechając się
zadziornie pod nosem. Cały czas czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, jednak
postanowił tego w żaden sposób nie skomentować. — I wiesz, mogłabyś być dla
mnie milsza. Przygarnąłem cię w nocy, a ty nie dość że wyszłaś rano i nawet nie
przykryłaś mnie kocykiem, to jeszcze mówisz mi, że jestem paskudny — fuknął,
mrużąc na nią oczy. Dziewczyna roześmiała się, ściągając patelnię z ognia.
—
Serio, kocykiem? Ile ty masz lat człowieku?
Pokręciła
głową, nakładając jedzenie na dwa talerze. Chłopak natychmiast podniósł się z
siedzenia i siadł na jednym z dwóch stołków barowych, stojących przy wyspie.
Uśmiechnął się szeroko, widząc dość sporą porcję jajecznicy i dwa kawałki
bekonu.
—
Możesz mnie obrażać dalej, kobieto, ale i tak zdobyłaś moje serce — stwierdził
z uznaniem, uśmiechając się do niej szeroko, kiedy postawiła na blacie talerz z
chlebem i dwie puszki Pepsi. Chwycił widelec i od razu zaczął jeść. — Śmiej się
dalej, po prostu byłem głodny.
Szturchnął ją lekko swoją stopą
w kostkę, kiedy cały czas chichotała cicho, przez co sama nie mogła wziąć się
za posiłek. Pokręciła ponownie głową, tym razem z lekką dozą dezaprobaty. Horan
uniósł wysoko brew i kopnął ją znowu, na co odpowiedziała tym samym.
—
Dziękuję Niall — powiedziała po chwili, kiedy już udało jej się nad sobą
zapanować, a chłopak w końcu przestał jej dokuczać. — Za to, jak wczoraj mnie
potraktowałeś i za tę rozmowę. Wiem, że byłam dość mocno pijana, ale pamiętam
wszystko. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu odwdzięczyłam ci się tym śniadaniem
— zaśmiała się cicho, zerkając na niego znowu. Niall uśmiechnął się do niej
szeroko.
—
Nie masz za co dziękować, Ana, ale jedzenia ci nie oddam — powiedział,
puszczając do niej oczko. Roześmiała się znowu, tym razem jednak szybko
wracając do jedzenia. — Mam tylko jedno pytanie. Co miałaś na myśli mówiąc, że
Cork przyciąga do siebie takich ludzi jak ty czy ja? — zapytał, przyglądając
jej się intensywnie.
Dziewczyna
natychmiast opuściła wzrok i zagryzła dolną wargę. Niall mógł przysiądz, że
niemalże widział na jej twarzy walkę, jaką toczyła z własnymi myślami. Musiał
jednak przyznać, że jej odpowiedź nie usatysfakcjonowała go w ogóle.
—
Myślę, że w końcu domyślisz się sam.
♣♣♣
NOWOŚĆ W SPRAWIE SERII TAJEMNICZYCH
MORDERSTW W CORK!
Z
dnia 29 na 28 maja bieżącego roku policja znalazła ciało około
dwudziestopięcioletniego mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że morderstwa
dokonała ta sama osoba, która – jak mniemaliśmy jeszcze zaledwie kilka dni
temu, kiedy to miało miejsce przedostatnie już morderstwo – interesowała się
jedynie blond – włosymi pięknościami, szwędającymi się nocą po ulicach miasta.
Zwłoki denata były wręcz zmasakrowane! Policja nie chce odpowiadać na
dokładniejsze pytania mediów, jednak jak doniósł mi mój zaufany informator, na
jego skórze widniały liczne rany kłute, cięte i drapane, zadane tępym
narzędziem, a w okolicy dało się wyczuć nieprzyjemny fetor benzyny, co – jak
nieoficjalnie udało mi się dowiedzieć – jest znakiem rozpoznawczym naszego
irlandzkiego szaleńca. Nie zdążył on jedynie puścić okolicy opuszczonej fabryki
z dymem. Czy ktoś nakrył go na gorącym uczynku i będzie kolejną ofiarą?
Osobiście
proponuję, aby funkcjonariusze zaczęli od dokładnego sprawdzenia szpitali
psychiatrycznych w najbliższej okolicy Cork. Być może jednemu z pacjentów udało
się jakoś przechytrzyć „czujnych” pielęgniarzy i teraz terroryzuje mieszkańców
miasta.
Czekajcie
na więcej świeżych informacji na temat ten oraz inne – już w niedalekiej
przyszłości.
Wasza
Legion.
♣♣♣
— Ludzie są jednak idiotami.
Dziewczyna o rudych włosach powoli opuściła klapę laptopa,
upewniwszy się najpierw że system został wyłączony i wsadziła go do czarnej
torby. Z zadowoleniem uniosła spojrzenie na blondyna, przywiązanego do krzesła,
stojącego naprzeciwko niej i zmierzyła go dokładnie, starając się zapamiętać
każdy szczegół nagiej, dobrze wyrzeźbionej klatki piersiowej. Ułożyła nogi na
biurku, krzyżując je w kostkach i rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu.
— Nie uważasz, Marcusie — powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się
do niego lekko. Hiszpański akcent, którego nawet nie starała się ukryć
normalnie by mu się spodobał, jednak w tamtych okolicznościach chłopak
popatrzył na nią z przerażeniem, dostrzegając w jej zielonych oczach
szaleństwo, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie dane mu było zobaczyć. Bał się
jej. Powaliła go i zdołała przytargać aż do opuszczonej fabryki niedaleko
morza, o której pisała w artykule, którego nie omieszkała przeczytać mu na
głos. Pisała o nim, wiedział o tym.
— Co ja ci zrobiłem, że chcesz mnie zabić? — spytał przerażonym
głosem, czym wywołał jej głośny śmiech. Była wyraźnie rozbawiona zaistniałą
sytuacją. Zdążył jej się przyjrzeć w czasie, kiedy stukała palcami po
klawiaturze. Na pewno uznałby ją za piękną, gdyby jednocześnie nie była
szalona. — Przestań się śmiać i mnie wypuść, niczego ci nie zrobiłem! Nawet
nigdy wcześniej nie miałem z tobą do czynienia! Jesteś wariatką! Takich ludzi
się zamyka! — chłopak zaczął szarpać się energicznie na wszystkie strony, kiedy
rudowłosa podniosła się z krzesła i podeszła do niego wolnym krokiem. Miała na
sobie czarne dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę, spod której wystawał jedynie
kaptur ciemno szarej bluzy. Na szyi dziewczyny dostrzegł drobny wisiorek w
kształcie wiewiórki, wysadzany małymi kryształkami. Natomiast na lewej dłoni
miała tatuaż o zaskakująco prostym wzorze — czarne pręgi; dwa u góry
serdecznego palca, po jednym niedaleko paznokcia i u dołu środkowego i jeden na
dole wskazującego.
— Bądź że mężczyzną, Marcus — wymamrotała pod nosem, opierając
stopę między jego udami, a lewą dłonią, tej na której widniał tatuaż, oparła o
krzesło za jego plecami. Potarła nosem o jego policzek, a na jej twarzy znowu
pojawił się uśmiech zadowolenia. Przymknęła lekko oczy, przysuwając usta do
ucha chłopaka. — Niektóre dziewczyny krzyczały ciszej od ciebie. Chcesz zejść z
tego świata jako totalny mięczak? — zapytała cicho, czując satysfakcje z tego,
że ciałem chłopaka wstrząsnęły dreszcze.
Odsunęła się od niego i złapała obiema dłońmi za oparcie krzesła,
ciągnąc go wraz z nim prosto w kierunku jednej z zardzewiałych, dawno
nieużywanych maszyn. Blondyn natychmiast powrócił do szarpania się i wołania o
pomoc, czym utrudnił jej nieco zadanie. Jednak dziewczynie podobało się to, że
wciąż próbował walczyć. Zatrzymała się, włączając urządzenie, które
zachrzęściło ruszając dopiero po chwili.
— Wiesz, co to jest Marcus? — odezwała się znowu, przekrzykując
dźwięki wydawane przez machinę. — Ja ci wytłumaczę. Tutaj obrabiało się mięso.
Jestem pewna, że zardzewiałe noże są tępe. Teraz muszę się tylko o tym
przekonać na twojej skórze — zacisnęła zęby i z niemałym trudem wyszarpała
krzesło na taśmę. Pomachała chłopakowi i odsunęła się od niego, uważnie
obserwując, jak mocnymi szarpnięciami jest ciągnięty w kierunku wirujących
ostrzy. Jej usta drgnęły lekko, kiedy pełen bólu krzyk rozszedł się echem po
opuszczonym, metalowym budynku, budząc ze snu kilka bezpańskich psów,
nocujących w okolicy.
♣♣♣