środa, 30 sierpnia 2017

Informacja



Cześć,
nie było mnie tutaj długo, dlatego czuję się zobowiązana napisać do niewielkiego grona osób, które czytają tę historię.
Postanowiłam, że usunę wszystkie rozdziały oprócz „Prologu” ze względu na to, że nie do końca wyglądają tak, jakbym tego chciała. Pomyślałam sobie, że mam jeszcze trochę czasu zanim pójdę na studia i że przeznaczę go na napisanie wszystkiego jeszcze raz – powoli i na spokojnie, żeby moi bohaterowie robili to co ja chcę, a nie tak jak teraz, żeby żyli własnym życiem. Na plus będzie też to, że wtedy wszystkie rozdziały opublikuję na raz – jeden po drugim, ewentualnie w odstępie tygodnia ;)
Mam nadzieję, że poczekacie chwilę – miesiąc, może dwa. Mam kilka pomysłów, wszystko dokładnie rozplanowane i wenę jak rzadko, dlatego mam nadzieję, że uda mi się napisać to w tak krótkim czasie.
Obiecuję, że postaram się zrobić wszystko, aby historia Nialla i Margareth była ciekawa.
Pozdrawiam i życzę udanego ostatniego dnia wakacji,
Jesica x

poniedziałek, 2 stycznia 2017

[02] Rozdział Drugi

Shed a tear cause' I'm missin' youI'm still alright to smile~ Guns N' Roses"Patience"

Jako że Niall i jego przyjaciele byli dość popularni na swojej uczelni, nie mogli narzekać na brak zaproszeń na różne wydarzenia towarzyskie, dziejące się w mieście i na kampusie. Wiązało się to z tym, że niejednokrotnie dane mu było w przeszłości odprowadzać przyjaciół do domów po imprezach, mocno zakrapianych przeróżnym alkoholem. Z zasady lubił to robić – mógł pośmiać się ze swoich znajomych, a na drugi dzień, kiedy nic nie pamiętali, starał się skrupulatnie przypomnieć im wszystkie, a zwłaszcza te najbardziej żenujące wydarzenia z poprzedniej nocy. Oczywiście sam również był tym, którego czasami trzeba było odstawiać pod same drzwi domu, a potem do samego łóżka, gdyż istniało duże niebezpieczeństwo, że sam nie byłby w stanie się do niego dowlec. W tamtych momentach nie było mu już tak wesoło, jednak znosił to z honorem wiedząc, że za dwa dni i tak nikt nie będzie mu niczego pamiętał.

Czasami jednak, opieka nad pijanymi przyjaciółmi sprawiała mu kłopoty – na przykład, kiedy musiał odprowadzić Louisa. Na ogół nie było w tym nic ciężkiego, poza sprośnymi żartami, którymi sypał z rękawa z niemalże dwukrotnie większym natężeniem niż kiedy był trzeźwy. Czasami jednak, kiedy przyjaciel postanowił mocno przeholować z trunkami, jego oszołomiony mózg przestawał wysyłać impulsy do nóg ciemnowłosego, przez co ten po prostu przestawał je czuć i Niall potrzebował pomocy drugiego chłopaka, którym najczęściej był Zayn, w odstawieniu Tomlinsona do drzwi jego akademickiego pokoju.

Dość podobną sytuację miał z Anabeth. Na początku dziewczyna kategorycznie odmówiła wejścia do taksówki, którą dla nich zamówił. Nie dał rady wsadzić jej tam nawet na siłę, a wszystkie formy przekupstwa natychmiast odrzucała i koniec końców, musieli wybrać się na wieczorny spacer pełen potknięć i przekleństw ze strony dziewczyny, która nie do końca panowała nad swoim ciałem.

Tak jak na początku zachowanie współlokatorki śmieszyło Horana, tak pod sam koniec zaczynała go powoli irytować swoją nieporadnością i tym, że nie mógł nawiązać z nią żadnej rozmowy, ponieważ była zbyt skupiona na stawianiu w miarę pewnych i prostych kroków, w czym na pewno nie pomagały jej czarne szpilki, których nie chciała zdjąć nawet, kiedy Niall zaproponował jej swoje buty. Doszła do wniosku, że za wszelką cenę musi wyglądać idealnie w razie gdyby po drodze miała spotkać miłość swojego życia, a o kilka rozmiarów za duże buty, w dodatku męskie, na pewno stanowiłby ujmę dla jej idealnego image’u.

Dlatego, kiedy po raz kolejny wpisywała zły kod do domofonu, westchnął ciężko i sam otworzył drzwi, po czym nie zważając na jej protesty, podniósł ją bez większych problemów i wszedł na trzecie piętro, stawiając ją dopiero przed drzwiami do mieszkania. Uniósł wysoko brew, kiedy dziewczyna odwróciła się do niego przodem, uniosła palec i chwiejąc się niebezpiecznie zaczęła machać mu nim przed samym nosem.

— Dziękuję, ale dałabym radę — wybełkotała nieco niewyraźnie, pochyliła się do przodu, opierając czoło o ramię chłopaka i zaczęła zawzięcie przeszukiwać torebkę, nawołując klucze.

Niall odetchnął ciężko i uniósł wzrok na sufit. Widział, że nie mógł się poruszyć, bo Ana straciłaby w ten sposób równowagę, a nie chciał wylądować z nią na twardej podłodze. Dlatego cierpliwie czekał, aż szatynka w końcu znajdzie pęk kluczy, a potem otworzy nimi drzwi.

Kiedy ten upragniony przez niego niezmiernie moment w końcu nastąpił, złapał ją za ramiona i wprowadził do środka, natychmiast zamykając za nimi wejście na łucznik. Poczekał aż Vashchenko w końcu pozbędzie się szpilek i już miał odprowadzić ją prosto do pokoju, ale jak na złość dziewczyna podparła się dłońmi o ścianę i zaczęła iść w kierunku salonu. Przewrócił oczami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, idąc powoli za nią i kontrolując, czy aby na pewno nie przewróci się zaraz. Nie chciał składać jeszcze wizyty na pogotowiu. To i tak był ciężki dzień.

Usiadł na kanapie, obserwując jak dziewczyna wyjmuje z lodówki butelkę pepsi i bierze kilka dużych łyków. Podniósł wysoko brew, przyglądając jej się uważnie.

— Jesteś pewna tego co robisz, czy będę musiał ci za chwilę trzymać ci włosy? — burknął cicho pod nosem, nie przestając mierzyć dziewczyny spojrzeniem. Chciał już zaprowadzić ją do pokoju, a potem zamknąć się w swoim i iść w końcu spać. Dziewczyna zaśmiała się cicho i machnęła lekceważąco ręką.

— Jestem pewniejsza niż pewna — zakomunikowała z szerokim uśmiechem i pociągnęła jeszcze kilka sporych łyków napoju. — Ja nie wymiotuję po alkoholu, nigdy — dodała z nieukrywanym rozbawieniem, które wywołało na twarzy chłopaka cień uśmiechu.

Po chwili podniósł się z kanapy i podszedł do swojej współlokatorki, ponownie biorąc ją na ręce. Anabeth fuknęła cicho, krzyżując ręce na klatce piersiowej i popatrzyła na niego z miną obrażonej pięciolatki. Rozmazany makijaż, który zakrywał jej niemalże całą twarz, również nie pomagał mu w traktowaniu tego, co zamierzała powiedzieć całkiem na poważnie.

— Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego znowu latam? —przechyliła głowę na bok, dmuchając zawzięcie we włosy, które i tak opadały na jej oczy. Niall roześmiał się głośno, odzyskując humor, który towarzyszył mu jeszcze w klubie, kiedy Margie przyprowadziła do niego wszystkie swoje przyjaciółki.

— Bo zaczynasz mnie wkurzać, Vashchenko. Chce mi się spać, a muszę jeszcze wziąć prysznic. Za to ty lądujesz od razu w łóżku — powiedział, otwierając sobie drzwi do jej pokoju plecami. — A poza tym powinnaś cieszyć się z mojego miłosierdzia i z tego, że nie musisz próbować używać nóg, nie szło ci to kompletnie.

Zanim dziewczyna zdążyła jakkolwiek odpowiedzieć na jego zaczepkę, upuścił ją na posłanie, odwrócił się na pięcie i wyszedł, swoje kroki od razu kierując do łazienki, w które zamknął się od środka. Nie chciał dopuścić do niezręcznej sytuacji podczas gdy pijana Ana była w stanie sprowokować nie jedną taką.

Łazienka była najmniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu i nie oferowała zbyt wielu luksusów – nie było w niej nawet wanny, a jedynie prysznic. Jednak Niallowi to nie przeszkadzało. Chłopak od długiego przesiadywania w wodzie zdecydowanie wolał szybkie prysznice. Beżowe kafelki, którymi wyłożone zostały ściany i nieco ciemniejsze, brązowe na podłodze bardzo mu się z resztą podobały, a lusterko nad białą umywalką zupełnie wystarczyło do codziennej toalety.

Nie czekając na nic więcej, rozebrał się do naga, wszedł do kabiny i od razu ustawił wodę tak, jak lubił najbardziej. Stanął pod chłodnym strumieniem, który przyjemnie orzeźwiał jego ciało i umył się szybko swoim płynem, który stał na półce, przymocowanej do ściany z prawej strony.

Kiedy po kilkunastu minutach opuszczał łazienkę, zawinął się ręcznikiem w pasie i wrzucił po drodze brudne ubrania do kosza na pranie, stojącego w rogu pomieszczenia, zaraz przy drzwiach. Wszedł do swojego pokoju i stanął przy szafie, z której wyjął czarne bokserki. Upuścił ręcznik i założył je na siebie, wyciągając telefon z plecaka, którego zapomniał dzisiaj zabrać ze sobą do pracy, a który zawsze mu w niej towarzyszył. Przeglądając portale społecznościowe podszedł do łóżka, a dopiero kiedy na nim usiadł zaczęło mu coś nie pasować.

Materac za jego plecami był wygięty. Odłożył komórkę i odwrócił się powoli do tyłu. Wydał z siebie cichy, krótki krzyk, kiedy dostrzegł za swoimi plecami Anabeth, leżącą w samej białej koszuli, którą na pewno wyjęła z jego szafy i czarnych, koronkowym majtkach. Umyła już twarz z makijażu i zaczesała włosy w ciasnego kucyka na czubku głowy.

Poderwał się natychmiast z łóżka i rozłożył ręce na boki, otwierając usta. Słowa jednak ugrzęzły mu w gardle i zupełnie nie wiedział, jak powinien był zareagować na tę niezapowiedzianą i zdecydowanie nieoczekiwaną, nocą wizytę.

Zamknął na chwilę oczy i potarł je palami wolnej dłoni, zdając sobie sprawę z tego, że dziewczyna musiała już leżeć na łóżku, kiedy wszedł do pokoju. Odetchnął ciężko, odkładając telefon na szafkę nocą, starając się nie skomentować cichego chichotu dziewczyny, który spowodowała jego reakcja na jej widok.

— Szkoda, że nie stałeś do mnie przodem — powiedziała cicho i zagryzła dolną wargę. Wszystkie myśli momentalnie uciekły z jego głowy. Załamał ramiona, poruszając ustami jak rybka w akwarium, co ponownie rozbawiło dziewczynę.

Przesunęła się na łóżku, niszcząc nieco posłanie i uklękła przed nim tak, że ich twarze znalazły się na jednej wysokości. Niall jęknął cicho, kiedy dłoń Anabeth nieoczekiwanie wylądowała na jego kroczu. Przymknął oczy, starając się zignorować przyjemne mrowieniu, które rozchodziło się po całym jego ciele. Sapnął jednak i złapał jej nadgarstek, odsuwając od siebie dłoń. Nie mógł tego zrobić. Byli współlokatorami, a poza tym miał do niej zbyt wiele szacunku, żeby potraktować ją jak pijaną dziewczynę na jedną noc.

— Nie bądź taki, Horan — wymamrotała niezadowolona, starając się sięgnąć swoimi ustami jego ust, przez co kilkakrotnie musnęła jego dolną wargę. — Oboje jesteśmy dorośli, co ci szkodzi? — mówiła dalej, przesuwając powoli chłodnymi opuszkami palców po jego klatce piersiowej. Westchnął mimowolnie, rozchylając nieznacznie usta.
Wiedząc, że to wszystko zmierzało w złym kierunku i że jego samokontrola została wystawiona na ogromną próbę, złapał w końcu jej nadgarstki i odsunął od siebie dłonie, otwierając oczy, które nie wiedzieć kiedy zamknął. Popatrzył na nią i pokręcił przecząco głową.

— Nie, Anabeth — powiedział twardo, poluźniając powoli uścisk palców na jej nadgarstkach. — Nie dlatego, że nie chce, bo uwierz mi na słowo, w mojej koszuli ci do twarzy. Jak przyjdziesz do mnie jutro trzeźwa, to będę cię pieprzył aż nie będę musiał pójść do pracy — urwał, uśmiechając się do niej lekko.

Przez chwilę na twarzy dziewczyny mógł dojrzeć głęboką konsternację. Dziewczyna opuściła wzrok, zastanawiając się nad czymś mocno. Niall nie poganiał jej, chociaż naprawdę chciał się położyć. Wiedział, że to nie miało sensu.

Otworzył zdziwiony oczy, kiedy Ana przysunęła się do niego z powrotem i objęła go rękami za szyję, przytulając się do niego tak mocno, że przez chwilę nie mógł wziąć oddechu. Sam jednak objął ją rękami w pasie i czekał cierpliwie aż sama się odezwie. Popatrzył tylko tęsknym wzrokiem w kierunku łóżka, na którym oczami wyobraźni widział siebie smacznie śpiącego.

— Przepraszam Ni — powiedziała cicho. Zmarszczył brwi, słysząc jak pociąga kilka razy nosem. Odsunął ją od siebie ostrożnie i popatrzył na nią uważnie. Miała mokre policzki i lekko zaczerwienione oczy. Nieoczekiwanie poczuł narastającą w jego ciele panikę. W takich momentach do akcji zawsze wchodził Harry, który zawsze znacznie lepiej potrafił pocieszać kobiety niż ktokolwiek inny z ich paczki. A zwłaszcza Niall, który był w tym gorzej niż beznadziejny. — Wiem, że nie powinnam, ale jestem tak cholernie pijana i nie do końca nad sobą panuję — wyszlochała, desperacko pocierając policzki wierzchem dłoni.

Horan westchnął cicho, siadając na łóżku i położył się na nim na plecach, przyciągając ją do siebie. Objął ją ramieniem, kiedy położyła głowę na nim i wtuliła się z powrotem w jego bok. Pocierał delikatnie jej plecy dłonią. Milczał jak grób, nie wiedząc zupełnie, co mógłby powiedzieć. Czuł się jak sparaliżowany i nie potrafił nic na to poradzić.

— Po prostu ostatnio coraz bardziej zaczynam tęsknić za rodziną — kontynuowała po chwili. Niall popatrzył na zegarek, wiszący nad wejściem do pokoju.

— Może powinnaś ich odwiedzić? Na pewno by się ucieszyli — powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy. Dziewczyna zaśmiała się cicho, jednak on jakoś nie za bardzo usłyszał w jej śmiechu radość. Pokręciła przecząco głową.

— Nie mogę — odparła cicho, zamykając oczy i przełykając ciężko ślinę, mocniej przytuliła się do jego boku. — Najprościej mówiąc, nie chcą mnie tam widzieć.

— Jak to? — zapytał, marszcząc mocno brwi. Wzruszyła lekko ramionami.

— To długa i nieprzyjemna historia, a ja naprawdę nie chcę tego teraz wspominać zbyt dogłębnie. Ogólnie rzecz biorąc byłam raczej niechcianym dzieckiem. Najmłodsza, najmniej przydatna i raczej nie za bardzo opłacało im się mną odpowiednio zajmować — urwała, chcąc pozbierać myśli. Horan czekał cierpliwie, aż będzie gotowa kontynuować. Nie chciał jej ani pospieszać, ani przerywać. Senność nagle gdzieś zniknęła. — W szkole też nie we wszystkim szło mi najlepiej, co zupełnie nie wpasowywało się w schemat idealnej rodziny. No i korepetycje z tych przedmiotów, które były najgorsze kosztowały dość dużo, przez co niejednokrotnie narażałam się na głupie i złośliwe komentarze nie tylko ze strony starszego rodzeństwa, ale co gorsza rodziców. Jednak mimo to i tak oni wszyscy zawsze będą dla mnie najważniejsi i zawsze będę za nimi tęsknić. Nawet, jeżeli im nawet nie przejdzie to przez myśl.

— Jest mi naprawdę przykro Anabeth — powiedział cicho po krótkim czasie, jaki spędzili w ciszy, którą to on musiał przerwać i wiedział o tym doskonale. Dlatego kontynuował natychmiast. — Ale nie potrafię ci w żaden sposób pomóc. Jestem raczej kiepski, jeżeli chodzi o zwierzenia i pocieszanie — dodał, nie spuszczając z niej wzroku.

Dziewczyna leżała przez chwilę nieruchomo, kiedy on starał się wymyśleć coś, co mógłby powiedzieć, a jednocześnie coś, co nie byłoby kompletnie nietrafione. Nie zdążył jednak nic zrobić, kiedy Ana otworzyła szeroko zaczerwienione oczy i podniosła się z niego, strącając z siebie jego ramię, którym ją obejmował.

— Ja przepraszam. Nie powinnam była tego mówić, jestem kompletnie pijana. Upijać się też nie powinnam, przepraszam — zaczęła zapinać koszulę, którą miała na sobie, niezgranie cofając się na łóżku tak, żeby mogła z niego zejść jak najszybciej. Po chwili kontynuowała wyrzucanie z siebie pojedynczych zdań, których chłopak nawet nie miał czasu przyswoić. — Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Nigdy więcej nie zobaczysz mnie pijanej. Tym razem to też nie miało prawa się zdarzyć. Zaufałeś mi i zostałeś moim współlokatorem. Mam nadzieję, że nie zniszczyłam naszej relacji.

Nie mogąc tego dłużej słuchać, złapał ją za rękę i zanim zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć czy zrobić, przyciągnął ją do siebie mocno, przez co musiała z powrotem się na nim położyć. Objął ją szczelnie ramieniem tak, żeby nie mogła znowu się od niego odsunąć, po czym narzucił na ich nogi koc, który dotąd leżał obok.

— Zamknij się wreszcie kobieto — roześmiał się cicho, czym wywołał zdziwienie na jej zapłakanej twarzy. Popatrzył na nią z lekkim uśmiechem i pokręcił z dezaprobatą głową. — Czy wy kobiety mogłybyście dawać mężczyznom trochę więcej czasu na wypowiadanie się? Okay, powiedziałem, że nie wiem jak mógłbym cię pocieszyć, bo jestem w tym naprawdę beznadziejny, ale to wcale nie oznaczało, że nie chcę tego zrobić. Musisz tylko poczekać sekundę, żebym mógł pomyśleć. Jestem zmęczony Anabeth, nie myślę tak szybko jak normalnie.

Ku jego uciesze dziewczyna roześmiała się cicho i pokiwała twierdząco głową. Bez słowa protestu wtuliła się z powrotem w jego bok, czekając cierpliwie.

Na początku miał w głowie kompletną pustkę. Starał się przywołać w pamięci te razy, kiedy próbował pocieszyć pijaną Jo. Dziewczyna miała bowiem nieprzyjemną skłonność do upijania się w momentach, kiedy była naprawdę smutna i potrafiła rozpłakać się tylko dlatego, że skończyły się jej papierosy, albo dlatego że rozdarła rajstopy, a akurat zapomniała zabrać jedną z dziesięciu zapasowych par. Jednak te problemy nawet nie mogły równać się z tym, co przed chwilą usłyszał od swojej współlokatorki.

Przesunął mimowolnie ręką po jej plecach, zatrzymując dłoń na biodrze dziewczyny. Przez chwilę pomyślał, że może mógłby zając jej umysł czymś innym – czymś, dzięki czemu przestałaby zastanawiać się nad swoją rodziną i tym, jak traktowali ją w dzieciństwie.

— Przyjechałem do Cork, żeby udowodnić rodzicom, że jeżeli chcę, to potrafię być odpowiedzialny — powiedział cicho, odwracając wzrok na sufit. — Moja mama nie do końca potrafiła się do tego przekonać, dlatego co miesiąc wysyła mi tysiąc funtów. Na szczęście jeszcze nie musiałem z tego korzystać — dodał, wracając wzrokiem do dziewczyny, która przyglądała mu się uważnie.

— Skąd jesteś i co robiłeś, że tak po prostu to rzuciłeś, żeby przyjechać do Cork?
Niall uśmiechnął się lekko, widząc jak łzy na twarzy dziewczyny schną powoli. Zagryzł lekko dolną wargę. Nie wiedział, czy chciał z nią rozmawiać na takie tematy, jednak po chwili uznał, że nie było to nic zbytnio zobowiązującego.

— Do Cork przyjechałem z Londynu, w którym studiuję — przyznał cicho, wracając wzrokiem na sufit. Jakoś przyjemniej mu się było zwierzać, kiedy nie patrzył w jej zaczerwienione oczy. — Jak dotąd za wszystko płacili mi rodzice, ale postanowiłem z tym skończyć. Być może dosyć późno, bo zrobiłem sobie przerwę na ostatnim roku, ale nie żałuję tego. Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócę skończyć naukę mój ojciec nie będzie więcej komentować tego, że nie potrafię rzekomo docenić wartości pieniądza — wymamrotał cicho. — A tak poza tym, to bardzo tęsknię za swoimi przyjaciółmi. Powiedzmy, że miałem sprzeczkę z jednym z nich dzień przed wyjazdem do Cork i bardzo tego żałuję, bo pokłóciliśmy się tylko i wyłącznie o moją głupotę. Chciałem do niego zadzwonić, ale jakoś nie za bardzo mam na to odwagę.

Po jego słowach leżeli w ciszy, oboje zajęci swoimi myślami. Niall duchem znajdował się w Londynie, w swoim pokoju. Cofnął się w czasie do kłótni z Louisem, którą sprowokował na własne życzenie. Sam uważał, że powiedzenie komukolwiek o tym, że zmienił swoją orientację seksualną było pomysłem raczej średnim i po krótkich przemyśleniach doszedł do wniosku, że to nigdy nie miało racji bytu.

Z jednej strony żałował, że nie powiedział przyjacielowi całej prawdy i wymyślił to idiotyczne kłamstwo z szukaniem sobie kobiety na resztę życia. Jednak z drugiej strony nie chciał nikomu zwierzać się z problemów jakie miał ze swoim ojcem. Anabeth była pierwszą osobą, która usłyszała o tym cokolwiek.

Wiedział, że jeżeli poprosiłby o rozmowę kogokolwiek ze swojej paczki, to nie spotkałby się z odmową i że wszyscy bardzo chętnie by go pocieszyli, ale jednocześnie zdawał sobie również sprawę z tego, że każdy z nich miał inne, własne problemy, którymi powinien się zająć. W tej jednak sytuacji postanowił, że kiedy tylko uda mu się porozmawiać z Louisem, to opowie mu o wszystkim od początku do końca. A zaraz potem każe o tym zapomnieć, żeby przypadkiem nie próbował opowiadać mu jakichś farmazonów. Uwielbiał Tommo, ale chłopak miał to do siebie, że zawsze chciał poprawić wszystkim humor. Dlatego przez większość czasu zachowywał się dość idiotycznie, chociaż był człowiekiem bardzo inteligentnym.

— Wiesz Niall — powiedziała w końcu dziewczyna, lekko sennym głosem. — Może nie zrozumiesz mnie do końca, bo za krótko tutaj mieszkasz, ale Cork jest miejscem, które przyciąga do siebie ludzi takich jak ty czy ja.

Zmarszczył lekko brwi, na początku nie do końca wiedząc, co dziewczyna miała na myśli. Opuścił na nią wzrok i przyjrzał jej się uważnie w oczekiwaniu na to, że rozwinie swoją myśl. Nic takiego się jednak nie stało, ponieważ już po chwili dziewczyna odpłynęła, zmęczona całym wieczorem szaleństw ze swoimi przyjaciółkami.

Sam również zamknął oczy. Liczył się z tym, że nie zostało mu już zbyt wiele czasu na sen, chociaż do pracy musiał iść dopiero na wieczorną zmianę. Przecież nie mógł przespać całego dnia. Zmęczenie, o którym udało mu się zapomnieć wróciło natychmiast, przez co już po chwili udało mu się zasnąć głębokim i nad wyraz spokojnym snem, tuląc do siebie drobne ciało brunetki.

♣♣♣

Kiedy budzik w jego telefonie rozdzwonił się w południe, wyjątkowo nie chciał podnosić się z łóżka. Pierwszy raz odkąd przyjechał do Irlandii czuł się dziwnie spokojny. Zazwyczaj, gdy budził się do pracy, miał wrażenie, że zaraz coś rozerwie go od środka. Tysiące myśli przewijały się przez jego głowę, a niewyspanie nie pozwalało przez kilka pierwszych godzin skupić się na żadnej konkretnej czynności. Jednak tamtego dnia było inaczej. I chociaż nie udało mu się do końca dospać, to i tak znacznie bardziej chciało mu się żyć.

Westchnął cicho i przeciągnął się, ze zdziwieniem stwierdzając, że Anabeth gdzieś zniknęła. Szybko jednak doszedł do wniosku, że dziewczyna musiała wstać rano do pracy. Szczerze współczuł jej kaca po imprezie, podczas której musiała wypić dość sporo, skoro w nocy przyszła do niego najpierw z propozycją seksu, potem rozpłakała się jak dziecko, a na sam koniec zwierzyła z problemów, jakie miała w dzieciństwie.

Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie jak wyglądała w samych majtkach i jego białej koszuli. Musiał przyznać, że lubił widywać swoje dziewczyny w ciuchach, które podkradły mu z szafy. Przygryzł lekko dolną wargę, szybko odsuwając od siebie tę myśl. Ana była tylko jego współlokatorką i nią miała już pozostać.

Podniósł się powoli ze swojego łóżka i wolnym krokiem ruszył w kierunku łazienki, zabierając ze sobą świeże bokserki i czystą parę dresów. Nie chciał jeszcze ubierać na siebie niewygodnych dżinsów. Ten dzień zaczął się dla niego zbyt przyjemnie, żeby miał go sobie tak szybko psuć.

Wszedł do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic i umył zęby. Uczesał się i postawił swoje blond włosy na żel, przyglądając się sobie w lusterku, zanim opuścił pomieszczenie.

Wsunął dłonie do kieszeni w dresach, idąc do lodówki, żeby zrobić sobie coś do zjedzenia. Zmarszczył brwi, kiedy do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach smażonego bekonu. Uśmiech szybko powrócił na jego twarz, gdy wchodząc do salonu zobaczył Vashchenko, stojącą przy kuchence.

Dziewczyna wyglądała znacznie lepiej niż wieczorem. Włosy miała umyte i związane w kucyka, a ubrana była w czarne spodnie i białą koszulkę z krótkim rękawem, która była na nią o kilka rozmiarów za duża, przez co prawdopodobnie zakasała ją za pasek z przodu. Nie odzywając się usiadł na kanapie i przyglądał się uważnie temu, jak starała się niczego nie przypalić i jednocześnie odpisywała komuś na smsa.

Niestety nie dane mu było zbyt długo patrzeć na poczynania swojej współlokatorki, ponieważ chcąc odłożyć telefon na wyspę kuchenną odwróciła się do nie przodem i posnęła cicho, wyraźnie przestraszona jego nagłym pojawieniem się w pokoju. Zaśmiał się cicho, kiedy zmierzyła go rozeźlonym spojrzeniem, po czym wróciła do gotowania.

— Jesteś paskudny, Horan. Robię ci śniadanie, a ty w tak brutalny sposób mnie straszysz — wymamrotała cicho, zerkając na niego kątem oka. Niall zaśmiał się cicho, krzyżując ręce za głową. Napiął przy tym swoje mięśnie i przyjrzał się uważnie swoim bicepsom.

— Tobie też miłego dnia, Vashchenko, ale nie jest jeszcze ze mną aż tak źle, chociaż nie byłem na siłowni od kilku miesięcy — powiedział, uśmiechając się zadziornie pod nosem. Cały czas czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, jednak postanowił tego w żaden sposób nie skomentować. — I wiesz, mogłabyś być dla mnie milsza. Przygarnąłem cię w nocy, a ty nie dość że wyszłaś rano i nawet nie przykryłaś mnie kocykiem, to jeszcze mówisz mi, że jestem paskudny — fuknął, mrużąc na nią oczy. Dziewczyna roześmiała się, ściągając patelnię z ognia.

— Serio, kocykiem? Ile ty masz lat człowieku?

Pokręciła głową, nakładając jedzenie na dwa talerze. Chłopak natychmiast podniósł się z siedzenia i siadł na jednym z dwóch stołków barowych, stojących przy wyspie. Uśmiechnął się szeroko, widząc dość sporą porcję jajecznicy i dwa kawałki bekonu.

— Możesz mnie obrażać dalej, kobieto, ale i tak zdobyłaś moje serce — stwierdził z uznaniem, uśmiechając się do niej szeroko, kiedy postawiła na blacie talerz z chlebem i dwie puszki Pepsi. Chwycił widelec i od razu zaczął jeść. — Śmiej się dalej, po prostu byłem głodny.

Szturchnął ją lekko swoją stopą w kostkę, kiedy cały czas chichotała cicho, przez co sama nie mogła wziąć się za posiłek. Pokręciła ponownie głową, tym razem z lekką dozą dezaprobaty. Horan uniósł wysoko brew i kopnął ją znowu, na co odpowiedziała tym samym.

— Dziękuję Niall — powiedziała po chwili, kiedy już udało jej się nad sobą zapanować, a chłopak w końcu przestał jej dokuczać. — Za to, jak wczoraj mnie potraktowałeś i za tę rozmowę. Wiem, że byłam dość mocno pijana, ale pamiętam wszystko. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu odwdzięczyłam ci się tym śniadaniem — zaśmiała się cicho, zerkając na niego znowu. Niall uśmiechnął się do niej szeroko.

— Nie masz za co dziękować, Ana, ale jedzenia ci nie oddam — powiedział, puszczając do niej oczko. Roześmiała się znowu, tym razem jednak szybko wracając do jedzenia. — Mam tylko jedno pytanie. Co miałaś na myśli mówiąc, że Cork przyciąga do siebie takich ludzi jak ty czy ja? — zapytał, przyglądając jej się intensywnie.

Dziewczyna natychmiast opuściła wzrok i zagryzła dolną wargę. Niall mógł przysiądz, że niemalże widział na jej twarzy walkę, jaką toczyła z własnymi myślami. Musiał jednak przyznać, że jej odpowiedź nie usatysfakcjonowała go w ogóle.

— Myślę, że w końcu domyślisz się sam.

♣♣♣

NOWOŚĆ W SPRAWIE SERII TAJEMNICZYCH MORDERSTW W CORK!
Z dnia 29 na 28 maja bieżącego roku policja znalazła ciało około dwudziestopięcioletniego mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że morderstwa dokonała ta sama osoba, która – jak mniemaliśmy jeszcze zaledwie kilka dni temu, kiedy to miało miejsce przedostatnie już morderstwo – interesowała się jedynie blond – włosymi pięknościami, szwędającymi się nocą po ulicach miasta. Zwłoki denata były wręcz zmasakrowane! Policja nie chce odpowiadać na dokładniejsze pytania mediów, jednak jak doniósł mi mój zaufany informator, na jego skórze widniały liczne rany kłute, cięte i drapane, zadane tępym narzędziem, a w okolicy dało się wyczuć nieprzyjemny fetor benzyny, co – jak nieoficjalnie udało mi się dowiedzieć – jest znakiem rozpoznawczym naszego irlandzkiego szaleńca. Nie zdążył on jedynie puścić okolicy opuszczonej fabryki z dymem. Czy ktoś nakrył go na gorącym uczynku i będzie kolejną ofiarą?
Osobiście proponuję, aby funkcjonariusze zaczęli od dokładnego sprawdzenia szpitali psychiatrycznych w najbliższej okolicy Cork. Być może jednemu z pacjentów udało się jakoś przechytrzyć „czujnych” pielęgniarzy i teraz terroryzuje mieszkańców miasta.
Czekajcie na więcej świeżych informacji na temat ten oraz inne – już w niedalekiej przyszłości.
Wasza Legion.
♣♣♣
— Ludzie są jednak idiotami.
Dziewczyna o rudych włosach powoli opuściła klapę laptopa, upewniwszy się najpierw że system został wyłączony i wsadziła go do czarnej torby. Z zadowoleniem uniosła spojrzenie na blondyna, przywiązanego do krzesła, stojącego naprzeciwko niej i zmierzyła go dokładnie, starając się zapamiętać każdy szczegół nagiej, dobrze wyrzeźbionej klatki piersiowej. Ułożyła nogi na biurku, krzyżując je w kostkach i rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu.
— Nie uważasz, Marcusie — powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się do niego lekko. Hiszpański akcent, którego nawet nie starała się ukryć normalnie by mu się spodobał, jednak w tamtych okolicznościach chłopak popatrzył na nią z przerażeniem, dostrzegając w jej zielonych oczach szaleństwo, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie dane mu było zobaczyć. Bał się jej. Powaliła go i zdołała przytargać aż do opuszczonej fabryki niedaleko morza, o której pisała w artykule, którego nie omieszkała przeczytać mu na głos. Pisała o nim, wiedział o tym.
— Co ja ci zrobiłem, że chcesz mnie zabić? — spytał przerażonym głosem, czym wywołał jej głośny śmiech. Była wyraźnie rozbawiona zaistniałą sytuacją. Zdążył jej się przyjrzeć w czasie, kiedy stukała palcami po klawiaturze. Na pewno uznałby ją za piękną, gdyby jednocześnie nie była szalona. — Przestań się śmiać i mnie wypuść, niczego ci nie zrobiłem! Nawet nigdy wcześniej nie miałem z tobą do czynienia! Jesteś wariatką! Takich ludzi się zamyka! — chłopak zaczął szarpać się energicznie na wszystkie strony, kiedy rudowłosa podniosła się z krzesła i podeszła do niego wolnym krokiem. Miała na sobie czarne dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę, spod której wystawał jedynie kaptur ciemno szarej bluzy. Na szyi dziewczyny dostrzegł drobny wisiorek w kształcie wiewiórki, wysadzany małymi kryształkami. Natomiast na lewej dłoni miała tatuaż o zaskakująco prostym wzorze — czarne pręgi; dwa u góry serdecznego palca, po jednym niedaleko paznokcia i u dołu środkowego i jeden na dole wskazującego.
— Bądź że mężczyzną, Marcus — wymamrotała pod nosem, opierając stopę między jego udami, a lewą dłonią, tej na której widniał tatuaż, oparła o krzesło za jego plecami. Potarła nosem o jego policzek, a na jej twarzy znowu pojawił się uśmiech zadowolenia. Przymknęła lekko oczy, przysuwając usta do ucha chłopaka. — Niektóre dziewczyny krzyczały ciszej od ciebie. Chcesz zejść z tego świata jako totalny mięczak? — zapytała cicho, czując satysfakcje z tego, że ciałem chłopaka wstrząsnęły dreszcze.
Odsunęła się od niego i złapała obiema dłońmi za oparcie krzesła, ciągnąc go wraz z nim prosto w kierunku jednej z zardzewiałych, dawno nieużywanych maszyn. Blondyn natychmiast powrócił do szarpania się i wołania o pomoc, czym utrudnił jej nieco zadanie. Jednak dziewczynie podobało się to, że wciąż próbował walczyć. Zatrzymała się, włączając urządzenie, które zachrzęściło ruszając dopiero po chwili.
— Wiesz, co to jest Marcus? — odezwała się znowu, przekrzykując dźwięki wydawane przez machinę. — Ja ci wytłumaczę. Tutaj obrabiało się mięso. Jestem pewna, że zardzewiałe noże są tępe. Teraz muszę się tylko o tym przekonać na twojej skórze — zacisnęła zęby i z niemałym trudem wyszarpała krzesło na taśmę. Pomachała chłopakowi i odsunęła się od niego, uważnie obserwując, jak mocnymi szarpnięciami jest ciągnięty w kierunku wirujących ostrzy. Jej usta drgnęły lekko, kiedy pełen bólu krzyk rozszedł się echem po opuszczonym, metalowym budynku, budząc ze snu kilka bezpańskich psów, nocujących w okolicy.
 



środa, 30 listopada 2016

[01] Rozdział Pierwszy



Like a healing rain
Everywhere you'll see
Another reason to believe
~ Bon Jovi "Another reason to believe"


            Cork, 27 maja 2016 roku

         Jasnowłosy chłopak przemieszczał się zwinnie między stolikami barowymi i za wszelką cenę starał się przy tym nie wypuścić z dłoni plastikowej tacy z pustymi szklankami. Kilka ostatnich miesięcy, które praktycznie w całości spędził w pracy, pozwoliło mu na nabranie w tym wprawy, dzięki czemu nie tłukł już tyle szkła i nie wylewał na siebie drinków. Westchnął ciężko, w ostatnim momencie robiąc krok do tyłu, aby uniknąć zderzenia z pijaną nastolatką.

         Na ogół starał się uśmiechać cały czas, aby nie pokazać klientom jak bardzo nie chciał być w barze i usługiwać im na każdym kroku. Wiedział, że tak będzie lepiej od kiedy kilkoro z nich złożyło na niego zupełnie bezpodstawną skargę, narzekając przy tym na jego opryskliwość.

         Odetchnął cicho z ulgą, kiedy odstawił tacę z nienaruszoną zawartością na blat baru. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła i sam zajął za nim miejsce, pocierając skronie opuszkami palców. Głowa bolała go niemiłosiernie, a głośna, dudniąca mu w uszach w jednostajnym rytmie muzyka wcale nie pomagała. Wymruczał kilka przekleństw, kucając niechętnie przed zmywarką. Włożył do niej wszystkie brudne naczynia, chociaż przez chwilę chcąc zaoszczędzić sobie chodzenia między tłumem spoconych, śmierdzących mieszaniną alkoholu i papierosów, młodych ludzi. Mimowolnie zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. Jeszcze kilka godzin dzieliło go od zamknięcia baru. Co prawda nie było to jednoznaczne z końcem pracy jego i trójki jego współpracowników – musieli jeszcze posprzątać po imprezie i powyłączać wszystkie sprzęty. Liczyło się jednak to, że muzyka ucichnie, a brak innych ludzi zagwarantuje im swobodę poruszania się. I klimatyzacja w końcu mogła poradzić sobie z panującym w ogromnym pomieszczeniu zaduchem.

         Podnosząc się z podłogi zaczął mamrotać pod nosem słowa przeprosin skierowane do wszystkich barmanów i barmanek, jakich kiedykolwiek w życiu obraził. Pracując jako jeden z nich zdał sobie sprawę z tego, jak niewdzięcznym zadaniem to jest. On stara się, aby każde zamówienie dotarło do klientów jak najszybciej, ale jednocześnie aby było przygotowane starannie i tak jak należy. Obiecał sobie, że już nigdy więcej żaden barman nie wpadnie przez niego w kłopoty – o ile jeszcze kiedykolwiek będzie miał okazję do imprezowania ze swoimi przyjaciółmi z Londynu. Zamyślił się przez chwilę, przypominając sobie twarze ludzi, których zostawił w stolicy Anglii. Zastanawiał się, czy myślą o nim czasami i czy tęsknią za nim tak bardzo, jak on za nimi. Żałował tego, w jaki sposób rozstał się z Louisem w swoim pokoju i miał szczerą nadzieję, że kiedy zobaczą się po raz kolejny ten wybaczy mu jego zachowanie.

— Niall, stary, wyglądasz i zachowujesz się jak po zderzeniu z ciężarówką — cichy śmiech Artura wyrwał go z zamyślenia. Przewrócił oczami, odwracając twarz w jego kierunku. Zaczepki i dowcipy Artha były wręcz adekwatnie idiotyczne do jego dużego wzrostu. Niall, patrząc na swojego kolegę z pracy, czasami zastanawiał się czy żarty o blondynkach tyczyły się tylko kobiet. Westchnął ciężko, odkładając na blat wszystko, co trzymał w dłoniach. Wymusił szeroki uśmiech i podszedł do dwóch, wyraźnie nim zainteresowanych, dziewczyn.

         Obie zaliczały się do ciemnowłosych piękności. Ubrane były w dość skąpe sukienki, które w – o dziwo – niewulgarny sposób eksponowały ich kształty. Jedna z nich zapleciony miała długi warkocz, który opuściła na lewym ramieniu tak, że układał się między jej piersiami. Włosy drugiej natomiast układały się w fale i spływały po plecach dziewczyny. Niall pochylił się lekko w ich kierunku tak, aby mogli bez problemu się usłyszeć, jednocześnie nie musząc zbytnio przekrzykiwać muzyki.

— Co wam podać? — zapytał, wyjmując dwie szklanki spod blatu. Czarna koszula napięła mu się na ramionach, uwydatniając twarde mięśnie. Jedna z klientek oblizała kokieteryjnie dolną wargę i uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując perłowo białe zęby.

— Coś, co umiesz zrobić najlepiej — zaśmiała się cicho w odpowiedzi, szturchając go palcem w przedramię. Niall nie cofnął ręki od razu. Dopiero po chwili sięgnął do lodówki, z której wyjął szklaną butelkę do połowy wypełnioną wódką i wziął się za przygotowywanie najdroższego drinka, jaki oferowała karta.

♣♣♣

         Goście powoli opuszczali lokal, rozumiejąc że już nie mają szans na dalszą zabawę. Niall zerkał co chwilę niezadowolony na swój zegarek, który jak na złość wydawał się stanąć w miejscu. Niall co chwilę chodził w tę i z powrotem, sprzątając potłuczone szkło. Przyzwyczaił się już do tego, że po każdej imprezie coś musiało ulec zniszczeniu.

         Był tak zajęty układaniem pozostałości po szklankach na tacy, że nawet nie zauważył kiedy naprzeciwko niego usiadła dziewczyna. Dopiero jej cichy śmiech spowodował, że oderwał się od swojego zajęcia i skupił na niej. Uniósł brew, mierząc ją pobieżnie wzrokiem. Miała długie, brązowe włosy, zaplecione w warkocz, które przerzuciła przez prawe ramię. Obcisła, biała bluzka z długim rękawem i dekoltem w serek uwydatniała wszystkie atuty jej kobiecego ciała, a czarne spodnie z wiązaniami na bokach eksponowały długie i zgrabne nogi.

— Za chwilę zamykamy — rzucił tylko i podniósł tacę, starając się nie zrzucić z niej niczego. Miał już odejść, jednak kiedy nieznajoma roześmiała się perliście z powrotem popatrzył na nią. Pokręciła lekko głową, uśmiechając się do niego szeroko.

— Przyszłam do ciebie — powiedziała wesoło, zupełnie nie zrażona jego opryskliwym tonem głosu. Niall doszedł do wniosku, że szatynka na pewno przeholowała z alkoholem, dlatego trzymał się jej taki dobry humor. Musiał jednak przyznać, że miała dość przyjemny dla ucha śmiech jak na kogoś pijanego. — Mam na imię Tullia — przedstawiła się, wyciągając w jego kierunku dłoń. Blondyn, po chwili zawahania, postawił tacę z powrotem na blacie i ujął jej dłoń w swoją.

— Niall — odpowiedział powierzchownie, zajmując miejsce naprzeciwko niej. Przecież nie musiało stać się nic złego, jeśli spędzi kilka godzin więcej w pracy. Zawsze to trochę więcej pieniędzy za nadgodziny. — Więc słucham, jaką masz do mnie sprawę.

         Tullia uniosła jedną brew, przechylając nieznacznie głowę na bok. Popatrzyła mu w oczy, ewidentnie zastanawiając się nad odpowiedzą na jego pytanie. Po chwili otworzyła usta, odczekała jeszcze chwilę i dopiero odpowiedziała.

— Chodzę do tego klubu regularnie i za każdym razem widzę cię za barem, ale jakoś nie miała odwagi do ciebie zagadać — powiedziała, nawet na chwilę nie opuszczając swoich brązowych tęczówek. — Podejrzewam też, że gdybym spróbowała porozmawiać z tobą dłużej, to jedna z twoich adoratorek wyrwałaby mi włosy — zaśmiała się znowu, oblizując usta, pomalowane czerwoną szminką. Niall pokręcił głową. Nie dała mu jednak nic powiedzieć, kontynuując. — Dlatego postanowiłam poczekać do zamknięcia klubu z nadzieją, że nie wyrzucisz mnie od razu.

         Niall uśmiechnął się do niej w końcu, nie mogąc się dłużej powstrzymać. Nie wiedzieć czemu, rozbawiła go swoim zachowaniem i wzmianką o jego rzekomych adoratorkach. Ku wyraźnemu niezadowoleniu swojej towarzyszki — kąciki jej ust od razu opadły — podniósł się z krzesła, biorąc tacę z powrotem do rąk.

— Muszę skończyć sprzątanie klubu, ale jeśli masz czas i ochotę, to możesz na mnie poczekać, a potem pójdziemy w jakieś inne miejsce — zaproponował, czekając cierpliwie na jej odpowiedź. Tullia pokiwała twierdząco głową, założyła nogę na nogę i wyjęła telefon z torebki, chcąc zając sobie czymś czas oczekiwania na niego.

♣♣♣

         Ręka Nialla uniosła się nieznacznie, by po chwili opaść bezwładnie na jego oczy, aby uchronić je przed niewielką ilością promyków wiosennego słońca, które nieproszone wdarły się do pokoju i padły na zaspaną twarz blondyna. Chłopak zmarszczył z niezadowoleniem brwi, a przez jego lekko rozchylone usta uciekł cichy jęk zawodu, spowodowany brakiem możliwości dalszego odpoczynku. Jego spotkanie z nową koleżanką, choć bardzo przyjemne, skończyło się dość szybko, ponieważ zmęczenie po nocnej zmianie w pracy nie dało mu możliwości zbyt długiej zabawy. Chłopak uśmiechnął się do siebie lekko na samo wspomnienie szerokiego uśmiechu Tulli. Dziewczyna nie była aż tak pijana, jak na początku mu się wydawało, a jej towarzystwo sprawiło mu wiele przyjemności. Miał cichą nadzieję, że kiedy napisze do niej wieczorem nie odmówi mu kolejnego spotkania.

         Niall skrzywił się mocno, kiedy wiatr otworzył okno na oścież, odsuwając przy tym zasłony na boki. Przekręcił się na bok, zakrywając głowę poduszką, jednak ten sposób również nie okazał się być skuteczny, ponieważ szybko zaczęło brakować mu powietrza. Zrezygnowany odrzucił poduszkę na bok i przekręcił się z powrotem na plecy, patrząc przez chwilę na sufit.

         Chłopak podniósł się niespiesznie, siadając na posłaniu tyłem do źródła denerwujące go światła. Na początku nie był w stanie nawet na kilka sekund otworzyć piekących i czerwonych z przemęczenia, niebieskich oczu. Ręce oparł o łóżko po obu stronach swojego ciała, odchylając się nieznacznie do tyłu, jakby bał się, że w każdym momencie może spaść w przód i rozbić sobie niechcący nos o twardą, drewnianą podłogę. Ziewnął głośno, unosząc po chwili - kiedy miał już stuprocentową pewność, że zdoła utrzymać równowagę - jedną dłoń, którą przetarł bladą prawie jak kartka czystego papieru twarz. Kilkudniowy zarost połaskotał mu przy tym przyjemnie skórę.

         Już dawno obiecywał sobie zmianę miejsca zatrudnienia, aby jego organizm mógł w końcu mógł zacząć wychodzić z nowymi znajomymi na spotkania i jednocześnie dbać o kontakt z przyjaciółmi z Londynu, jednak nie było to takie łatwe jak mu się na początku wydawało. Cork było dużym i szybko rozwijającym się gospodarczo, irlandzkim miastem, a pracodawców nie brakowało. Niall widział nie raz kartki z ogłoszeniami, wywieszane za zgodą właścicieli na sklepowych witrynach, dostrzegał te w gazecie, którą czytał kiedy mu się nudziło i zrywał numery przymocowane do słupów, rozstawionych w okolicy. Niestety, większość zawodów wymagała chociaż minimalnego doświadczenia, czy kwalifikacji, o których on nigdy wcześniej nie słyszał, a jedynie przy nielicznych nie pytano go o studia. Matura była tylko nic niewartym papierkiem, który mógł spłukać w toalecie, a i tak nikomu nie zrobiłoby to większej różnicy.

         Zrezygnowany pesymistycznymi myślami, otworzył w końcu oczy i rozejrzał się po swoim niewielkim pokoju, w którym mieszkał już od jakiegoś czasu. Łóżko zajmowało jego zdecydowanie największą część. Stało na przeciwko drzwi, w stosunkowo niewielkiej odległości od nich. Po ich prawej stronie natomiast znajdowała się duża szafa z jasnego, sztucznego drewna, ozdobiona licznymi wzrokami, mającymi przypominać rozkwitające kwiaty. Chłopak nie trudził się z położeniem nowego dywanu na podłodze, a stary rzucił w kąt i po niedługim czasie zapomniał o nim zupełnie.

         Wiedząc, że i tak na razie nie uda mu się zasnąć, wstał z łóżka, po czym szurając stopami o podłogę, wolnym krokiem przeszedł do salonu. Niedaleko od wejścia do niego stała wyspa kuchenna z trzema krzesłami, a zaraz za nią znajdowała się kuchenka gazowa i niewielkich rozmiarów lodówka. Blondyn podszedł do niej mozolnie i wyjął butelkę swojej ulubionej wody mineralnej, z której upił dużego łyka. Skrzywił się lekko, kiedy chłód rozszedł się po jego rozgrzanym przełyku.

— Księżniczka w końcu podniosła szanowny zad z łóżka? — przewrócił oczami, słysząc za sobą szorstki głos przyjaciółki swojej współlokatorki. Dziewczyna, z którą mieszkał była całkiem w porządku. Nigdy nie sprawiała żadnych problemów. Nawet, kiedy wracała po zabawie z przyjaciółkami i chwiała się na prawo i lewo, nie panując nad własnymi ruchami, starała się szybko dostać do swojego pokoju, jednocześnie robiąc przy tym możliwie jak najmniej hałasu, aby go nie niepokoić. Co prawda nie rozmawiali zbyt często, ale kiedy już do tego dochodziło ona zawsze uśmiechała się lekko i uprzejmie odpowiadała na każde, zadane przez niego pytanie. Wydawała się miła, uczynna i bezkonfliktowa. Natomiast blondyna, z którą miał wtedy do czynienia, była prawdopodobnie jedną z najbardziej wygadanych i podłych suk, jakie dane mu było w życiu zobaczyć na oczy. Nieuprzejma, złośliwa i nieumiejąca trzymać języka za zębami. Jej charakter wskazywał na to, że nigdy nie należy oceniać książki po okładce.

         Odwrócił się do niej powoli, unosząc wysoko z zaciekawienia brew. Prezentowała się jak zawsze nienagannie z jasnymi włosami związanymi w kucyka, w wiosennej sukience i sandałach na niewysokim obcasie, odpowiednio eksponującymi jej długie, zgrabne i opalone nogi. Czasami miał wrażenie, że specjalnie go denerwuje, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i sprawić, żeby przyglądał jej się przez cały czas. Za każdym razem odrzucał jednak od siebie te myśli. To był durny pomysł. Jeżeli chciałaby mu sie spodobać, to pewnie wszystkie te złośliwości starałaby się obrócić jak najszybciej w żart i nie dopuściłaby nigdy do tego, aby w jej towarzystwie czuł się niezręcznie. Usłyszał jak chrząka głośno. Podniósł wzrok, który do tej pory nieświadomie skupiał na skromnym biuście dziewczyny i popatrzył na jej subtelnie pomalowaną twarz.

— Kulturalni ludzie odpowiadają, jak się do nich mówi — odezwała się ponownie. Niall wzruszył obojętnie ramionami i po raz kolejny napił się swojej wody, wrzucając ją po tym z powrotem do lodówki. Odwrócił się do niej z powrotem, przybierając na twarz sztuczny uśmiech.

— Kulturalni ludzie wiedzą, że jeżeli ktoś jest zmęczony po całonocnej pracy, to nie należy go straszyć i rzucać w niego złośliwościami — odpowiedział cicho, aczkolwiek dobitnie,  zachrypniętym głosem i wyminął ją, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Nie zamierzał się z nią kłócić już z samego rana. Nie dlatego, żeby zepsuć sobie dzień, ponieważ i tak chciał przespać cały, kiedy tylko miało udać mu się pozbyć chociażby odrobiny światła z pokoju. Po prostu zmęczony mózg nie potrafił odpowiednio szybko wymyślać odpowiedzi na jej zaczepki, a nie zamierzał sprawiać jej przyjemności wygraną w kolejnej potyczce słownej.

— Ta lala, która wyszła od ciebie dzisiaj z samego rana też była twoją pracą? — zapytała zadziornie, jednak Niall postanowił w dalszym ciągu ją ignorować.

         Syknął cicho, mocno zdezorientowany, kiedy poczuł jak ktoś odbija się od jego torsu w mało przyjemny sposób. Popatrzył na dół, w ostatnim momencie łapiąc zdezorientowaną dziewczynę za rękę, ratując ją tym samym przed bolesnym upadkiem na twardy parkiet. Zmarszczył brwi, nie przypominając sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej miał okazję się z nią zobaczyć. Długie, brązowe włosy przysłoniły jej twarz, a drobne ciało wygięło się pod dziwnym, wręcz niebezpiecznym kątem, kiedy starała się pokonać prawa grawitacji, niemiłosiernie ciągnące ją w kierunku podłoża. Przyciągnął nieznajomą do siebie mocno i objął ją dla pewności ramionami, pomagając jej w ten sposób w złapaniu równowagi. Kiedy tylko zapanowała nad sobą, odskoczyła natychmiast od niego, piszcząc cicho.

— Przepraszam! Powinnam uważać, a Maggie powiedziała, że jej współlokator... Znaczy, że ty śpisz, znaczy że pan i nie wiem — urwała swoją plątaninę słów, odgarniając jednym ruchem włosy do tyłu. Zarumieniła się mocno, zauważając, że chłopak nie ma na sobie niczego poza bokserkami. Objęła się ramionami, odwróciła z zażenowaniem wzrok i zaczęła skubać zębami dolną wargę. Niall, nie mogąc się powstrzymać, roześmiał się cicho, dotykając dłonią jej ramienia. Postanowił nie skomentować w żaden sposób tego, że drgnęła lekko, mocniej spuszczając przy tym głowę.

— Spokojnie, właśnie wracam do łóżka. I mam na imię Niall — przedstawił się, skinął lekko głową, wyminął ją nie czekając na żadną odpowiedź i w zdecydowanie lepszym humorze zamknął się z powrotem w swojej sypialni. Podszedł do okna, przy którym zaczął mocować się z zasłonami. Nienawidził właściciela mieszkania za to, że nie chciał im założyć durnych rolet. Nie był to wydatek, na który nie byłoby go stać, a on i Maggie mogliby zacząć się w końcu porządnie wysypiać.

         Szarpnął mocno zasłonkami, a kiedy te w końcu zaczęły przesuwać się na karniszach, przyciągnął jedną do drugiej i spiął je spinaczami tak, żeby światło nie maiło szans wpaść ponownie do pokoju. Rozłożył się z powrotem na łóżku, zrzucając kołdrę na podłogę. Jedynym, czego brakowało mu do szczęścia był wiatrak. Wiedział jednak, że współlokatorka zabiłaby go, gdyby rachunek za prąd przyszedł większy niż zwykle. A on jeszcze nie miał pomysłu, jak mógłby wytłumaczyć, że może samodzielnie zapłacić każdą nadwyżkę.

         Owszem, w większej części zarabiał na siebie samodzielnie, jednak matka nie do końca pogodziła się z jego decyzją. Jedynie ojciec jak najbardziej poparł ten pomysł. Horan wiedział, że już od dawna zastanawiał się, jak pokazać mu prawdziwą wartość pieniądza, za którego nie jeden potrafi zabić. Bo chociaż Niall był jednym z niewielu dzieci, pochodzących z bogatych rodzin, które nie przejmowały się zbytnio majątkiem rodzinnym i potrafiły dogadać nawet z tymi których na nie wszystko było stać, jednak i jemu zdarzało się trwonić pieniądze na niepotrzebne rzeczy, których nie użył więcej niż raz. Pomysł syna spadł więc mu z nieba i przystał na niego po zaledwie dniu zastanowienia i głębokiego przemyślenia wszystkich za i przeciw, jak to miał w zwyczaju. Tylko mama miała kłopoty z akceptacją, ale ojciec zdołał ją w dość szybkim tempie przekonać. Postawiła tylko dwa, niepodważalne warunki — tysiąc funtów co miesiąc w razie, gdyby miał problem z pracą i zabrakło mu gotówki na produkty, zaspokajające podstawowe potrzeby życiowe oraz jeden telefon na dwa dni. Zgodził się bez zawahania. W końcu po raz kolejny mógł zrobić coś po swojemu, nie przejmując się przy okazji, jeżeli cokolwiek miałoby pójść nie tak jak to sobie wcześniej dokładnie, krok po kroku, zaplanował.

         Pomysł, który pamiętnej nocy przedstawił Louisowi i Josephine szybko zszedł na drugi plan. Owszem, zwracał uwagę na dziewczyny i niejednokrotnie zastanawiał się nad tym, czy nie wejść z niektórymi w głębsze relacje. Jego aparycja zdecydowanie pomagała mu w zwracaniu na siebie ich uwagi, ale i tak za każdym razem rezygnował. Żadna z nich nie wydawała mu się odpowiednia do tego, żeby nawiązywać jakiekolwiek bliższe kontakty, poza szybkim seksem raz na jakiś czas. Był tylko facetem, w dodatku dosyć młodym. Panowanie nad hormonami nie zawsze udawało mu się tak, jakby sobie tego życzył i od siebie wymagał.

         Oczywiście była Anabeth — dziewczyna, z którą dzielił mieszkanie. Kilka razy starał się z nią rozmawiać dłużej niż dziesięć minut, jednak ona — pomimo całej uprzejmości, jaką kierowała pod jego adresem — nie wydawała się być za bardzo zainteresowana jego osobą. Dlatego odpuścił. Nie chciał żadnych niepotrzebnych nieprzyjemności w ich relacji, ponieważ znalezienie odpowiedniej współlokatorki wcale nie było takie łatwe. Nie chciał narażać się na to po raz kolejny.

         O Kendall nawet nie chciał myśleć. Co prawda prowadził z nią rozmowy znacznie częściej niż z Aną, jednak nigdy nie były one tym, do czego chciałby wracać. Blondynka irytowała go jak mało kto, przez co nie potrafił nawet przez chwilę skupić się na jej niewątpliwej urodzie. Był po prostu paskudny charakter, zasłaniający wszystkie walory Utterson.

         Westchnął ciężko, przekręcając się leniwie na brzuch. Twarz schował w miękką poduszkę, którą przywiózł z Londynu i zamykając oczy, objął ją szczelnie swoimi silnymi ramionami. Szybko zrezygnował z rozpowiadania o swojej rzekomej homoseksualności. Louis, zaraz po tym jak wyszedł z jego pokoju trzaskając za sobą mocno drzwiami, zadzwonił do niego i wytłumaczył mu w skrócie, dlaczego będzie żałował takiego kłamstwa. Niall postanowił wyjątkowo posłuchać swojego przyjaciela, nie chcąc jeszcze bardziej narażać się na jego złość. Uwielbiał Lou i traktował go jak swojego brata, ale zachowywał się czasami jak dziecko, którego w żaden sposób nie dało się przeprosić.

         Ziewnął głośno, czując jak zmęczenie w końcu zaczyna brać przewagę nad jego umysłem. Musiał odespać, żeby być przygotowanym na kolejną, nocną zmianę. W duchu dziękował wszystkim świętością za to, że to ostatnia taka w tamtym tygodniu. Kolejny dzień był wolny, a przez następne sześć miał pracować od rana do popołudnia, dzięki czemu jego dni wydawały się dłuższe i mógł przez nie zrobić zdecydowanie więcej.

         Zakodował jeszcze w pamięci, że musi zapytać Anabeth, czy oddał jej połowę wartości czynszu z poprzedniego miesiąca i zasnął, odpływając do mistycznej krainy samego Morfeusza, w której spełniały się najskrytsze marzenia...

♣♣♣

         Niall czuł, że jeżeli jego zmiana nie skończy się rychło, a on nie będzie mógł zdjąć czarnej, obcisłej koszuli, będącej częścią jego stroju roboczego, to nie wytrzyma i rzuci wszystko. Wręcz czuł każdy szew, niemiłosiernie wpijający się w jego obolałe mięśnie. Oczy piekły go żywym ogniem, a skronie pulsowały równomiernie pod wpływem bólu, który zapanował mu w głowie. Każdy reflektor, przecinający jego pole widzenia. powodował kolejne skurcze w mózgu, a one z kolei cichy syk, wydobywający się zza jego zaciśniętych w wąską kreskę warg. Nie pomagała również głośna muzyka, dudniąca w głośnikach. Co prawda DJ już dawno wyszedł, jednak pozostawił po sobie włączony laptop z klubową muzyką, mającą umilić wszystkim czas. Niall w przypływie nienawiści chciał rzucić przed siebie szklanką, którą trzymał w dłoniach i od kilku minut czyścił białą ścierką, jednak wiedział że tylko na tym musi poprzestać. Kilkoro gości — niedobitków bawiło się jeszcze na okrągłym parkiecie, otoczonym niewysokimi schodami, prowadzącymi do lóż, a on musiał poczekać aż samodzielnie postanowią opuścić lokal, dając mu w ten sposób upragniony odpoczynek.

         Zamrugał kilkukrotnie, odwracając się plecami to barowego blatu, na którym spał szatyn. Chłopak długo jeszcze pamiętał jego pijaczy wywód o tym jak bardzo kocha swoją byłą dziewczynę, która wybrała studia za granicą zamiast niego. Moment, w którym zdenerwowany Horan zobaczył jak nieszczęśnik układa głowę na skrzyżowanych ramionach i zamyka oczy był prawdopodobnie jednym z najszczęśliwszych w jego dotychczasowym życiu. Nienawidził, kiedy to się działo. Zawsze widząc zapłakane klientki, czy klientów wyglądających jak żywa  śmierć, uciekał na drugi koniec lokalu i udawał, że czyszczenie zarzyganych stolików, ustawionych pod ścianami jest nad wyraz pasjonującym zajęciem. Niestety, tamtym razem nie zauważył swojego towarzysza niedoli i musiał zostać, by posklejać rozsypane w drobny mak serce nieznajomego. Wiedział, że nie stało się to przez przypadek, jednak nie zamierzał w żaden sposób komentować zachowania współpracownika. Planował zemścić się na nim w odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób.

         Niall poustawiał równo wszystkie szklanki, które zdążył do tej pory wyczyścić i obrzucił nienawistnym spojrzeniem Erica - chłopaka, z którym dzielił zmianę. Ten w odpowiedzi jedynie zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym, już po kilku sekundach znikając za drzwiami, odcinającymi pomieszczenie gospodarcze od głównej sali klubu.

Szczęściarz — pomyślał gorzko blondyn, wracając do obserwowania parkietu, znajdującego się zaraz na przeciwko baru, o który opał się biodrem. Miał cichą nadzieję, że niechciani goście postanowią w końcu udać się do swoich domów. Niestety, ci wydawali się wciąż bawić w najlepsze i uprzykrzać mu w ten sposób i tak już wystarczająco ciężki żywot. — Też chciałbym w końcu wyjść z tego więzienia i odpocząć.

         Przewrócił oczami, dostrzegając grupkę dziewczyn, ledwo trzymających się na nogach. Kolejna fala tępego bólu rozeszła się po jego głowie, kiedy dotarło do niego, że będzie po raz kolejny musiał wziąć nadgodziny, za które pewnie i tak dostanie marne, w stosunku do poświęcenia, wynagrodzenie. Nie ma szans, aby w pojedynkę pozbył się tych wszystkich imprezowiczów. Mógł jedynie poprosić ochroniarzy o wyprowadzenie tych, których przed dalszą zabawą powstrzymywały jedynie ograniczenia fizyczne.

         Jedna z dziewczyn odwróciła się przodem Nialla. Dwudziestopięciolatek uśmiechnął się szeroko, przestając szorować kolejne naczynie i odłożył je na bok, wsuwając ścierkę za biały fartuch, który jako jedyny kontrastował z czarnymi, dżinsowymi spodniami i nieszczęsną koszulą. Pochylił się powoli do przodu, nie spuszczając z niej spojrzenia, oparł łokciami o blat i zaczął uważnie przyglądać jak dziewczyna, która dziś rano wpadła na niego w mieszkaniu, biega dookoła swoich trzech przyjaciółek i za wszelką cenę stara się nie dopuścić do tego, aby którakolwiek z nich przewróciła się i stłukła sobie nos. Zadanie miała bardzo utrudnione przez wysokie, czarne szpilki, dzięki którym zwracała uwagę płci przeciwnej długimi, zgrabnymi nogami. Oprócz nich była jeszcze ubrana w pomarańczową, rozkloszowaną spódnicę nad kolano i białą bokserkę, przylegającą do szczupłego ciała. Na ramieniu dziewczyny dostrzegł cienki pasek od torebki, jednak ona sama została schowana pod jasno - szarą marynarką, przewieszoną na niej.

         Horan obrzucił spojrzeniem bar i szybkim krokiem podszedł do przyjaciółek, w ostatnim momencie łapiąc Anabeth, która potknęła się na schodach i z cichym piskiem rozbawienia zaczęła zbliżać się do zderzenia z twardym parkietem. Roześmiana dziewczyna zakryła usta dłonią, wywołując tym nieznacznie uniesienie kącików ust przez blondyna. Musiał przyznać, że i tak był pod wrażeniem. W końcu nie każdy potrafiłby w stanie mocnego upojenia alkoholowego chodzić w dwunastocentymetrowych szpilach i nie zabić się przy okazji. A ona, dopóki znajdowała się na płaskiej powierzchni, radziła sobie całkiem nieźle.

— Niall! - krzyknęła Ana, wyraźnie zadowolona z widoku swojego współlokatora. — Wiedziałam... Nie! Ja byłam pewna, że cię tu znajdę — brązowowłosa złapała się ramion chłopaka i wyprostowała się, starając tym razem utrzymać równowagę. Wydęła usta, spoglądając tęsknym wzrokiem ponad jego ramieniem. Horan przewrócił oczami, doskonale zdając sobie sprawę, że za plecami ma bar. Szybko jednak wróciła do wpatrywania się w zmęczoną twarz chłopaka.

— Mi też bardzo miło cię widzieć — powiedział cicho, mierząc pozostałą część grupy uważnym spojrzeniem. Na twarzy nieznajomej dostrzegł wyraźną ulgę. — Możesz mi powiedzieć, co wy tutaj robicie? W takim stanie już dawno powinnyście wrócić do domów, jeżeli życie wam miłe — odezwał się ponownie, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Przewrócił oczami i wystawił rękę, łapiąc Kendall zanim ta zdążyła upaść. Cichy, irytujący jego bębenki uszne chichot sprawił, że chłopak wrócił wzrokiem do Vashchenko. Nigdy nie spodziewał się, że zobaczy ją w tak opłakanym stanie.

— Margie chciała cię koniecznie zobaczyć! — zapiszczała, wyraźnie podekscytowana tym, co powiedziała, a na twarzy wspomnianej dziewczyny pojawiły się dwie, niemalże purpurowe plamy. Niall uśmiechnął sie do siebie pod nosem. Blondynka wyrwała się z jego uścisku i ruszyła w dalszą podróż do baru, jednak w ostatnim momencie zdążył przyciągnąć ją z powrotem do siebie za nadgarstek, zupełnie nie przejmując się jej protestami. W pewnym sensie uznał to za odegranie się na niej za nieprzyjemne docinki, które jeszcze rano wymierzała pod jego adresem.

— Chodźmy na zewnątrz — zaproponował Horan i ciągnąc za sobą dwie dziewczyny, podszedł do drzwi wyjściowych. — Henry, przypilnuj baru. Mam tu sytuację wyjątkową — zwrócił się jeszcze do młodego chłopaka, dorabiającego w klubie jako sprzątacz, na co ten od razu przystał ochoczo. Niall wiedział, że chłopak już od dawna stara się o wyższą posadę w klubie. Pamiętał, jak opowiadał mu, że bycie barmanem uważał za pasję. Chciał nawet otworzyć własną dyskotekę, ale brakowało mu na to odpowiedniej sumy pieniędzy i przez najbliższych kilka lat musiał zadowolić się jedynie marzeniami i wyobrażeniami na ten temat.

♣♣♣

         Dość chłodny jak na maj wiatr owiał całe ciało jasnowłosego, powodując że jego zmysły rozbudziły się chociaż w minimalnym stopniu. Przymknął na chwilę oczy, po czym uniósł niechętnie powieki i skierował swój wzrok na jedyną trzeźwą dziewczynę z towarzystwa. Zauważył jak spina się i drży, najprawdopodobniej pod wpływem zimna. Zdziwił się, że nie założyła na siebie marynarki, jednak postanowił tego nie komentować. W końcu w ogóle nie leżało to w jego interesie. Odetchnął cicho, sadzając pijane dziewczyny na przystanku autobusowym. Był szczęśliwy, że długie, krwistoczerwone paznokcie Kendall w końcu przestały wpijać się boleśnie w jego skórę na przedramieniu, który przez podwinięte rękawy był w pełni odsłonięty. Zerknął na obolałe miejsca i z wyrazem nienawiści na twarzy potarł je opuszkami palców.

— Ma kto po was przyjechać? — uniósł wysoko brew, widząc jak Margie, na początku ignorując jego pytanie, trzęsącymi się dłońmi wydobyła z torebki paczkę papierosów. Wyjęła jednego i odpaliła go, zaciągając się nim nieumiejętnie. Albo dopiero zaczynała, albo biła się z myślami. — I nie mówię o taksówce, chodzi mi o coś bezpiecznego — dodał szybko, zanim dziewczyna zdążyła powiedzieć cokolwiek, zwracając tym na siebie jej uwagę. Najpierw popatrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, wciąż zajmując się swoimi przemyśleniami. Przytknęła po chwili, potwierdzając jego słowa, których sens dotarł do niej w zwolnionym tempie.

— Mój brat za kilka minut powinien tu być — wytłumaczyła szybko i pobieżnie, błądząc spojrzeniem ciemnych oczu po popękanym w kilku miejscach chodniku. — Jedyny problem polega na tym, że nie zmieścimy się wszystkie do jego samochodu i dlatego zaciągnęłam je tutaj, żeby poprosić cię o pomoc. Chodzi o to, czy mógłbyś wziąć ze sobą Anabeth do domu. Pomyślałam, że skoro mieszkacie razem, to nie będzie to dla ciebie duży problem. Zupełnie nie chodziło o to, co Ana miała na myśli — ciemnowłosa zaczęła nerwowo przestępować z nogi na nogę, zaciskając mocno palce na papierosie. — Nie zrozum mnie źle, jesteś naprawdę bardzo przystojny i w ogóle, ale zupełnie cię nie znam, widzieliśmy się wcześniej tylko raz, nawet nie widzieliśmy. Wpadłam na ciebie i  dostałam słowotoku, za co jeszcze raz bardzo cię przepraszam, ja zamyśliłam się i nie wiedziałam, gdzie idę...

— Spokojnie — głośny śmiech chłopaka przerwał nieskładny wywód Margaret i spowodował kolejne purpurowe rumieńce na jej policzkach. Nie rozumiał, co tak właściwie zrobił, aby ją zawstydził. Nie zamierzał jednak pytać — była urocza. Spodobała mu się, mógł to otwarcie przyznać — Zabiorę ją ze sobą — skinął twierdząco głową.

♣♣♣

MIASTO TAJEMNIC

Cork od zawsze kojarzone było głównie z niezmąconym spokojem i monotonią. Wszyscy dawno przywykli do ulicznego jazgotu i wiecznych korków, paraliżujących ruch miejski. Nikt nie bał się wychodzić z domu po zmroku, a matki zajmowały się własnymi sprawami, podczas gdy ich pociechy przerzucały piasek w piaskownicy. 

Niestety, ostatnimi czasy rutyna uległa zmąceniu.
Każdy z nas słyszał o serii niewyjaśnionych morderstw, jakie miały miejsce dwa lata temu. W dziwnych okolicznościach zginęło dwunastu młodych ludzi, mieszkańców miasta. Wszyscy pamiętamy strach i niepokój, jaki zapanował w całym mieście i szczęście, po złapaniu domniemanego mordercy. Co prawda nikt nie chciał do końca wierzyć, że dwudziestodwuletnia ówcześnie Danielle byłaby w stanie samodzielnie obezwładnić, a potem zadźgać mężczyznę dwie głowy większego od niej. Wszyscy pamiętaj zdjęcia jej zapłakanej twarzy i łamiący głos, którym nieustannie powtarzała, że jest niewinna. Każdy miał wątpliwości, której — jak widać — okazały się jak najbardziej prawdziwe.

Dzisiejszej nocy znaleziono zmasakrowane ciało młodego chłopaka. Policja wciąż stara się ustalić jego tożsamość, co jak na razie graniczy z cudem. Nasz zaufany informator donosi, że twarz nieszczęśnika została polana mocno żrącą substancją. Co więcej odcięto mu wszystkie palce.

Nasuwa się jedno pytanie — czy Cork wciąż jest tym bezpiecznym i spokojnym miejscem, jakim było dotychczas? Policja wznowiła sprawę Danielle, która tak naprawdę stała się poszkodowaną. Jednak czy istnieje cokolwiek, co mogłoby zrekompensować jej dwa lata, spędzone w więzieniu?
Oczekujcie na następne informacje,

♣♣♣

— Myślałam, że już nigdy mnie stamtąd nie wyciągnięcie.

         Dziewczyna uśmiechnęła się półgębkiem, poprawiając swoje długie, blond włosy, związane w kucyk. Wyglądała na dość wychudzoną i zaniedbaną, a na jej knykciach widoczne były czerwone ślady — pamiątki po bójkach — które mocno kontrastowały z bladą skórą, dawno nie wystawianą na działanie słonecznych promieni. Założyła nogę na nogę, wodząc wzrokiem po wszystkich przyjaciółkach, które siedziały z nią przy stole. Dresowe spodnie podsunęły się do góry, odsłaniając kawałek podrapanej kostki.

— Wierz lub nie, ale to wcale nie było takie łatwe — odpowiedziała jej od razu szatynka, zajmująca miejsce naprzeciwko. — Policja cały czas węszyła. Nie było szans na to, żeby chociażby wyjść z bronią na ulicę, a do dopiero użyć jej i nie ściągnąć na siebie uwagi. Dopiero kilka miesięcy temu trochę sobie odpuścili.

— Rozumiem to — przytaknęła, kiwając głową. Zamyśliła się przez chwilę, patrząc nieobecnym wzrokiem na ścianę, ponad ramieniem jednej z dziewczyn, siedzącej naprzeciwko. Migające światło, bijące od świeczki i dźwięki morza rozchodzące się echem po metalowym kontenerze, w którym spędzały wieczór, powodowały atmosferę, wręcz żywcem wyjętą z horroru. Im to jednak nie przeszkadzało, były przyzwyczajone do takich warunków. — A co z naszym szefem? — zapytała, a jej głos lekko zadrżał przy ostatnim słowie. — Wciąż na nas uwzięty?

— To on zorganizował nam tę całą szopkę. Mamy wrażenie, że szykuje się coś większego. I nadzieję, że wszystkie wrócimy z tego w jednym kawałku.

♣♣♣



Szablon by
InginiaXoXo